[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dlaczego uciekłaś ode mnie w sobotę? - zapytał. - Może dla naszego bezpieczeństwa. - Dlaczego tak się zachowujesz? - Nie rozumiem. - Przestań udawać, Leonie - powiedział gniewnie. - Za- pomniałaś już, co było, zanim przyszła reszta gości? - Nie. - Dlaczego udajesz histeryczną panienkę? - Bo nią jestem! - krzyknęła. - I będziesz zdziwiony, kiedy się dowiesz dlaczego! Parking powoli zapełniał się pracownikami. Na widok nadchodzących koleżanek Leonie odwróciła się i pobiegła w przeciwną stronę. Serce waliło jej w szaleńczym rytmie, głowę rozsadzał ból, nogi ledwie ją niosły. Zanim dotarła na swój oddział, czuła się już naprawdę bardzo zle. - Byłaś wczoraj chora? - zapytał Simon. - Jesteś taka blada... - Nie, pojechałam odwiedzić przyjaciółkę - odparła i po- czuła, że ściany wirują wokół niej. Simon i Beth szykowali się już do obchodu. Spojrzeli pytająco w stronę Leonie. - Idziemy? - Zacznijcie beze mnie - poprosiła. - Zaraz do was do- łączę. Bufet jest tylko dwadzieścia metrów dalej. Pomyślała, że czarna kawa postawi ją na nogi. S R Opadła na krzesło przy stoliku. W tej samej chwili usły- szała głos Adama i skuliła się. Widzieli się zaledwie piętna- ście minut temu, a ona już robi sobie przerwę. Na szczęście jej nie zauważył i przeszedł obok. W tej samej chwili pojawił się Simon. Cichym głosem poprosił, żeby natychmiast wróciła na oddział, bo jest tam bardzo potrzebna. Adam usłyszał słowa młodego lekarza i obrzucił ją lodo- watym spojrzeniem. - Właśnie kończyłam kawę - powiedziała zmieszana i wybiegła z bufetu za Simonem. S R ROZDZIAA DZIEWITY - Przepraszam - powiedziała do Simona w drodze na od- dział. - Nie chciałam robić sobie przerwy, ale bardzo kiepsko się czuję. Spojrzał na nią z niepokojem. - Może zbyt wcześnie wróciłaś po chorobie do pracy? Potrząsnęła głową. - Nie o to chodzi. Na oddziale panował upał i zrobiło mi się słabo. Simon przyjął to wyjaśnienie. Nie miał podstaw, żeby nie wierzyć koleżance. Gdy Leonie pochyliła się nad chorym dzieckiem, wszy- stko inne odpłynęło w zapomnienie. Chłopiec cierpiał na specyficzną, bardzo rzadko spotykaną odmianę hemofilii. Ktoś z rodziny przyniósł mu gwizdek do zabawy; dziecko zaczęło się bawić i nieomal się udławiło. Gdy Leonie i Simon starali się wydobyć zabawkę z gardła małego pacjenta, na oddział wkroczył Adam w towarzystwie przystojnej kobiety w średnim wieku. Była to nauczycielka wyznaczona przez władze oświatowe; miała prowadzić lekcje z obłożnie chory- mi dziećmi. - Mają sporo do uzupełnienia - mówił właśnie Adam. - Nauka jest prawie tak samo ważna jak ich zdrowie. Wyda- S R liśmy sporo pieniędzy na urządzenie sal lekcyjnych. Oczeku- ję, że będą one w pełni wykorzystane. Mówił stanowczo, ze wzrokiem utkwionym w Leonie. Teraz nie mógł jej przeszkadzać. Jeśli ma jej coś do powie- dzenia, zrobi to pózniej. Nauczycielka poszła przywitać się ze swoimi nowymi uczniami, a na salę wszedł Derek i zaczął rozmawiać z Ada- mem. Leonie czuła na sobie ich wzrok. Pomyślała, że na pewno rozmawiają o niej. Masz obsesję, powtórzyła sobie. Mają przecież ważniejsze sprawy na głowie. W przypadku Dereka była to chyba prawda, lecz Adam nie przestawał na nią patrzeć. Bacznie obserwował każdy jej ruch. Dopiero póznym popołudniem Leonie mogła sobie po- zwolić na przerwę obiadową. Przedtem musiała jeszcze wziąć udział w spotkaniu personelu medycznego i admini- stracyjnego, na którym omawiano problemy związane z or- ganizacją pracy szpitala. Dyskusję prowadził Adam. - Niedawno mieliśmy wypadek autobusu szkolnego - przypominał. - Musieliśmy wtedy przyjąć dużą liczbę ran- nych dzieci. Izba przyjęć i oddział pediatrii sprawnie opano- wały sytuację. Byłem bardzo zadowolony z ich pracy. Samo- zadowolenie jest jednak największym wrogiem postępu, dla- tego zwołałem to spotkanie. Jakie wnioski możemy wyciągnąć z takiej sytuacji? Musimy dysponować odpo- wiednią liczbą lekarzy i wolnych łóżek, ale także sal opera- cyjnych. A co z naszą współpracą z pracownikami pogo- towia? S R Niemal wszyscy zaczęli mówić naraz. Leonie milczała. Jeśli Adam uzna, że nie interesuje się sprawami szpitala, to jego sprawa. Nie czuła się na siłach publicznie zabierać głosu, nie miała nawet siły, żeby wstać z krzesła. Wiedziała zresztą, że Adam podjął już odpowiednie decyzje. Jakby na potwierdzenie jej przypuszczeń, podniósł rękę. Sala zaczęła się uciszać. - Wiele osób od dawna sugerowało, że powinniśmy roz- począć budowę nowego bloku operacyjnego. Na ostatnim spotkaniu Stowarzyszenie Przyjaciół Szpitala obiecało zbiór- kę pieniędzy na ten cel. Będzie to jednak musiało trochę potrwać. Mam nadzieję, że pracownicy będą różnymi sposo- bami wspomagać członków Stowarzyszenia w ich przedsię- wzięciach. Po tych słowach z sali posypał się grad pytań. Spotkanie zakończyło się dopiero póznym popołudniem. - Obawiam się, że wszyscy spóznimy się na lunch - Leo- nie usłyszała za plecami głos Adama. - Trwało to dłużej, niż się spodziewałem. - To prawda. - Uniknęła jego wzroku. - Jesteś głodna? - zapytał. - Bardzo. Dlaczego pytasz? - Bez szczególnego powodu. - Więc nie sprawdzasz, kiedy ostatnio odwiedziłam bu- fet? - rzuciła mu wyzwanie. Jego twarz pociemniała. - Dlaczego tak sądzisz? Po prostu chciałem ci zapropo- nować lunch w naszym zwykłym miejscu nad potokiem. Westchnął ciężko. - Sam nie wiem dlaczego, ale za każdym razem, kiedy S R się spotykamy, coraz mniej cię rozumiem. Jesteś dobrym lekarzem, jednym z najlepszych, ale mam uczucie, że zarów- no w pracy, jak i poza nią, coś przed światem ukrywasz. Twoje życie prywatne jest tylko twoją sprawą, ale twoja praca dotyczy także mnie. Pomyśl o tym, Leonie. Krew napłynęła jej do twarzy. Chciała zaprotestować, ale... Adam ma przecież rację. Ona naprawdę coś ukrywa. Nie mogła usiąść z nim przy jednym stole i spojrzeć mu w oczy. - Dziękuję za zaproszenie - powiedziała, starając się za- chować spokój - ale po tym, jak wyraziłeś swoje wątpliwo- ści, raczej z niego nie skorzystam. - Rób, jak uważasz - odparł obojętnie: - To i tak nie był dobry pomysł. Gdy odchodził, chciała pobiec za nim i rzucić mu się w ramiona. Z wielkim trudem się powstrzymała. Powtarzała sobie, że zawsze może przecież odejść do innego szpitala. Takiego, w którym nie będzie musiała co- dziennie widywać Adama. Wiedziała, że nigdy nie usunie
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|