[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czeskiego, a może polskiego pistoletu maszynowego, skierowane w stronę pasażerów samochodu. Crofts wciąż nie był w stu procentach pewien, jakiej produkcji jest ten drugi peem. Tak samo jak wcześniej tego samego dnia. Kiedy po raz pierwszy zobaczył go wymierzonego w swoją pierś. Na starym lotnisku niedaleko farmy Den of Tarvit. Rozdział XIII Byli skuteczni, straszliwie skuteczni. Każdy najdrobniejszy szczegół tego porwania został z góry zaplanowany. Rozkazy, jakie wydawali, adresowane były wyłącznie do siedzących w land roverze. Szramowata Ręka nie powiedział do swego własnego zespołu nawet słowa. Stanął między rewolwerowcami przy tylnej klapie samochodu i machnął ręką w stronę Croftsa. - Wychodz. Michael wykonał polecenie. Potknął się przechodząc przez klapę i nie mógł pomóc sobie skutymi rękami. Przywódca podtrzymał go szorstko i Crofts zeskoczył na ziemię. Nie powiedział nic. Nie miał do powiedzenia nic, co miałoby jakiekolwiek znaczenie. - Niech pan odda klucze do kajdanek, sierżancie - oznajmił beznamiętnie Szramowata Ręka. Potężnie zbudowany policjant siedział nieruchomo i patrzył na niego, bardziej oburzony niż przestraszony, bo rzeczywiście sytuacja, którą kazano mu zaakceptować, była oburzająca: samochód policji okręgu Strathclyde został zatrzymany na drodze publicznej Wielkiej Brytanii przez uzbrojonych po zęby mężczyzn. Jego samochód! - Och, daj spokój i nie wygłupiaj się, chłopie - mruknął niepewnie. - Klucze. Natychmiast. Jedna z luf uniosła się wymownie, celując prosto w czoło sierżanta. Nawet w tej sytuacji nie był w stanie przyjąć w pełni do wiadomości tego, co się działo. Niedowierzanie w dalszym ciągu podsycało jego odwagę. - Ostrzegam, że zostaną przeciwko panu wysunięte poważne oskarżenia. Dalsze umożliwianie i dopomaganie więzniowi w ucieczce spod straży tylko pogarsza waszą sytuac... - Sierżancieee! Prośba młodego policjanta była właściwie wrzaskiem bólu. Crofts nie widział, co robią z chłopakiem siedzącym za kierownicą, ale wcale nie musiał. - Zrób, co każą! - krzyknął. - Daj mu ten cholerny klucz, człowieku! Sierżant w końcu sam doszedł do tego wniosku. Wydusił zdławionym głosem: - Jezu! - i zaczął drżącymi palcami rozpinać guzik kieszeni. Szramowata Ręka schwycił kluczyki i otworzył kajdanki Croftsa. W tym samym momencie drugi członek zespołu zrobił krok do przodu i wyciągnął przed siebie ręce ze złożonymi razem przegubami. Wyglądało to jak dobrze wyreżyserowane przedstawienie. Przywódca zatrzasnął chromowane bransolety na rękach swojego człowieka, a potem pomógł mu przejść przez tylną klapę do wnętrza rovera. Nic poza tym się nie wydarzyło. Zamaskowany mężczyzna po prostu zajął miejsce Croftsa i popatrzył obojętnie na siedzącego po przeciwnej stronie sierżanta. - Teraz znowu masz swojego więznia - oznajmił wesołym tonem Szramowata Ręka, z ledwo zauważalną obcą wymową. - Zabieramy ci jednego i jednego dajemy w zamian, widzisz? Nikt się nie roześmiał. W gruncie rzeczy nikt się nie uśmiechnął. - Przecież tak nie można... - wykrztusił sierżant całkowicie zbity z tropu. Przerwał nagle i cofnął się nerwowo, gdy Szramowata Ręka pochylił się gwałtownie w głąb rovera i zgrabnie zerwał mu z głowy czapkę. A potem rozmyślnie rzucił ją na podłogę samochodu między dwóch siedzących mężczyzn. - Chyba powinien ją pan podnieść, sierżancie - stwierdził - zanim coś się z nią stanie. Crofts sprężył się i ruszył do przodu, ale zaraz poczuł wbijającą mu się w plecy lufę Z-62 i znieruchomiał. Nie przypuszczał, by udało mu się w jakiś sposób pomóc sierżantowi Andy emu Jakiemuś tam. Sierżant poczerwieniał z hamowanej wściekłości. - Idz pan do diabła! Młody posterunkowy za kierownicą zaczął znowu pojękiwać. Z całą pewnością nie były to żarty. - Podnieś! - warknął ponuro Szramowata Ręka. - Dobra! - wrzasnął sierżant. - Zostawcie chłopaka w spokoju, dobra... - Przez chwilę patrzył na Croftsa. - spojrzenie miał twarde jak granit. - Od samego początku uważałem, że jesteś facetem, który zabił Harleya, ty sukinsynu. Teraz już to wiem! Ze złością pochylił się do przodu, sięgając po czapkę. W tej samej chwili siedzący naprzeciwko mężczyzna ruszył się również i błyskawicznie uniósł skute kajdankami ręce w kierunku gardła schylonego policjanta, tworząc ze swych połączonych łańcuszkiem nadgarstków śmiercionośną garottę. Rozległ się zaskoczony, stłumiony w połowie krzyk, gdy napastnik skrzyżował i jednocześnie przekręcił ręce. Crofts zobaczył, jak wyglansowane buty sierżanta kopią spazmatycznie tylną klapę samochodu. Skuty kajdankami mężczyzna szarpnął brutalnie, obcasy butów wystukały ostatni gwałtowny werbel i nagle osunęły się bezwładnie. Crofts zdawał sobie sprawę, że sierżant nie żyje, i świadomość ta ogłuszyła go. Poczuł ogarniające go mdłości. Och, widział już i słyszał ludzi, którzy umierali w podobny sposób, ale nigdy nie odbywało się to z taką pozornie bezsensowną premedytacją. Zawsze stanowiło taktyczne preludium bitwy: zaskoczony wartownik, nieprzyjaciel zlikwidowany w czasie pierwszego niezbędnego ruchu w wojnie, której zasady wszyscy uczestnicy znali i akceptowali., ale to przecież nie było pole walki, na litość boską To tylko wiejska część Szkocji. A ci ludzie nie prowadzą wojny. A może jednak? Młody posterunkowy, w którego wymierzone były lufy dubeltówki, również zorientował się, że sierżant nie żyje. Gdy drzwi od strony pasażera otworzyły się gwałtownie, a w jego kierunku wyciągnęły ręce przypierając go brutalnie do oparcia siedzenia, zaczął płakać uświadamiając sobie z przerażeniem, co za chwilę nastąpi. Nie trwało to długo. Zamaskowany napastnik przeszedł od ciała sierżanta i pochylił się nad drugim funkcjonariuszem. Tym razem skrzyżował skute kajdankami przeguby otaczając nimi głowę policjanta. Skierowaną ku górze dłoń prawej ręki oparł na jego potylicy, a krawędz lewego przedramienia wbił mocno w krtań szarpiącego się chłopaka. - Jezu, NIE! - krzyknął Crofts. Prawa dłoń mordercy skierowała gwałtownie podbródek posterunkowego do przodu i do dołu, gdy jednocześnie lewe przedramię pchało go nieubłaganie ku górze. Crofts usłyszał, jak kości karku młodego policjanta pękają z trzaskiem, urywając gwałtownie zduszone błagania. Beznamiętnie, obojętnym gestem, mistrz w zabijaniu gołymi rękami puścił ciało i popchnął je tak, że opadło na kierownicę, a potem wygramolił się na zewnątrz, gdzie Szramowata Ręka zdjął z jego rąk kajdanki i cisnął je na rozciągnięte z tyłu pojazdu ciało sierżanta. Lufa wciąż wbijała się mocno w plecy Croftsa, choć nie było to już potrzebne. Nic nie można było zrobić. Nie czuł wdzięczności za to, że z jakichś niejasnych powodów nie wyeliminowali i jego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|