[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ma postać ogromnego klejnotu w rodzaju rubinu, pulsuje jednak oślepiającym blaskiem, jakim nie płonie żaden rubin. Jarzy się jak żywy ogień& Ale Conan porwał się raptownie z miejsca i piorunowo trzasnął prawym kułakiem w lewą dłoń. Na Croma! Jakimże byłem głupcem! Serce Arymana! Serce mego królestwa! Znajdz serce swego królestwa , mówiła Zelata. Na Ymira, to ten klejnot widziałem w zielonym dymie, to ten klejnot skradł Tarascus śpiącemu lotosowym snem Xaltotunowi! Hadrathus również poderwał się na nogi, a spokój opadł zeń jak płaszcz. Co mówisz? Skradziono Xaltotunowi Serce? A tak! zagrzmiał Conan. Lękając się Xaltotuna, Tarascus pragnął osłabić jego potęgę, która, jak mniemał, drzemie w Sercu. Może nawet sądził, że czarnoksiężnik umrze, gdy utraci kamień. Na Croma& uhhh! Z wściekłym grymasem rozczarowania opuścił pięść. Zapomniałem. Tarascus dał je złodziejowi, nakazując wyrzucić do morza. W tej chwili opryszek musi już docierać do Kordavy. Nim go zdołam dogonić, wstąpi na pokład i powierzy Serce morskim głębinom. Morze go nie zatrzyma! zakrzyknął Hadrathus drżąc z podniecenia. Sam Xaltotun byłby już dawno cisnął Serce w ocean, gdyby nie wiedział, że pierwszy sztorm wyrzuci je na brzeg. Ale na jakiej nieznanej plaży mogłoby osiąść? Cóż Conan odzyskiwał powoli swą sprężysty pewność siebie nie jest powiedziane, że złodziej je wyrzuci. Jak znam złodziei a powinienem ich znać nielicho, jako że sam we wczesnej młodości uprawiałem w Zamorze ten zawód nie wyrzuci go wcale. Sprzeda raczej jakiemuś bogatemu kupcowi. Na Croma! W rosnącym podnieceniu jął przemierzać komnatę w tę i z powrotem. Warte jest, by go poszukać. Nakazała mi Zelata odnalezć serce mego królestwa& i wszystko, co pokazywała, prawdą było. Może tak być, że moc zdolna pokonać Xaltotuna czai się w tej purpurowej błyskotce? Tak! Głowę daję! zakrzyknął Hadrathus, którego twarz pojaśniała zapałem, a dłonie zacisnęły się w pięści. Mając je w ręku możemy się z Xaltotunem spróbować! Przysięgam! Jeśli zdołamy je posiąść, mamy wielką szansę odzyskać twą koronę i przegnać wrogów z naszego domu. Nie mieczów Nemedii lęka się Aquilonia, lecz czarnych kunsztów Xaltotuna. Conan spoglądał nań przez chwilę i widać było, że zapał kapłana wywarł na nim wrażenie. To jak wyprawa z sennego koszmaru powiedział na koniec. A przecież twe słowa powtarzają myśl Zelaty, która we wszystkim innym miała rację. Będę szukać tego klejnotu. W nim leży przeznaczenie Aquilonii rzekł Hadrathus z przekonaniem. Poślę z tobą ludzi& O nie! zakrzyknął król niecierpliwie, nie mając ochoty, by zawadzali mu w przedsięwzięciu kapłani, obojętne jak biegli w sztukach ezoterycznych. To zadanie dla wojownika. Ruszę sam. Najpierw do Poitain, gdzie zostawię Albionę u Trocera. Potem do Kordavy i na morze, jeśli rzecz okaże się konieczna. Może być i tak, że nawet zamierzając wypełnić Tarascusowy rozkaz, złodziej będzie miał kłopoty ze znalezieniem o tej porze roku wyruszającego w rejs statku. A jeśli odnajdziesz Serce zakrzyknął Hadrathus przygotuję ci grunt dla podboju. Sekretnymi kanałami prześlę wieść, że żyjesz i że powracasz z magią mocniejszą niż Xaltotunowa. Przygotuję ludzi, by powstali w chwili twego powrotu. I powstaną, jeśli zyskają pewność, że będą chronieni przed mrocznymi kunsztami Xaltotuna. I pomogę ci w twej podróży. Powstał i uderzył w gong. Tajemny tunel wiedzie z podziemi tej świątyni do miejsca położonego za murami miasta. Wyruszysz do Poitain pielgrzymią łodzią. Nikt nie ośmieli się czynić ci wstrętów. Jak sobie życzysz. Mając wyraznie wytknięty cel Conan pałał niecierpliwością i energią. Byle to było szybko. Tymczasem wydarzenia w mieście piętrzyły się w tempie niemałym. Goniec wpadł bez tchu do pałacu, gdzie Valerius zabawiał się z tancerkami, i rzuciwszy się na kolana wydyszał chaotyczną opowieść o krwawej ucieczce z więzienia i zniknięciu pięknej branki. Przyniósł również wiadomość, że grabia Thespius, któremu powierzono nadzór nad egzekucją Albiony, jest umierający i błaga przed śmiercią o słowo z Valeriusem. Pospiesznie okrywszy się płaszczem Valerius podążył za posłańcem przez labirynt komnat i podwórców, by dotrzeć do izby, w której leżał Thespius. Nie było dwóch zdań, że grabią kona: każdy konwulsyjny oddech okrywał jego usta bąbelkami krwawej piany. Obandażowano kikut odrąbanego ramienia, aby powstrzymać upływ krwi, ale i tak rana w boku była śmiertelna. Zostawszy w komnacie sam na sam z umierającym, Valerius cicho zaklął. Na Mitrę! Sądziłem, że tylko jeden żył człek zdolny zadać taki cios! Valeriusie! wydusił konający. On żyje! Conan żyje! Co mówisz!? zakrzyknął Valerius. Klnę się na Mitrę! wykrztusił Thespius, dławiąc się napływającą do ust krwią. To on uprowadził Albionę! Nie jest martwy& nie jest zjawą, co przybyła z piekieł, aby nas przerażać. Jest z krwi i kości, straszliwszy niż dawniej. Aleja pod wieżą pełna porzniętych. Strzeż się, Valeriusie& on wrócił& by nas wszystkich ubić& Mocny dreszcz wstrząsnął okrwawionym ciałem i grabią Thespius skonał. Valerius spojrzał chmurnie na zwłoki, omiótł wzrokiem komnatę i podbiegłszy szybko do drzwi rozwarł je niespodziewanie. Posłaniec wespół z grupką nemedyjskich strażników stał kilka kroków w głębi korytarza. Valerius mruknął pod nosem coś, co mogło świadczyć o zadowolwniu. Czy wszystkie bramy zawarte? zapytał surowo. Tak jest, Wasza Wysokość. Potroić przy każdej warty. Niechaj nikt bez drobiazgowych indagacji nie wkroczy do miasta
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|