Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tydzień wróci. Aksamicki, jak szalony, biegał co godzina prawie od chorej do owego domostwa, w którem Zapatan
mieszkał, ale cudzoziemca jak nie było, tak nie było. Po kilku dniach spełniło się nieszczęście; stało się snać według
bożej woli: biedna dzieweczka umarła...
Dotąd mi się serce żalem ściska, kiedy sobie wspomnę na ową boleść, a desperację, a srogą katuszę biednego
Aksamickiego. Zmienił się do niepoznania, twarz mu wychudła i, jakoby biała chusta, pobladła, oczy strasznie się
zapadły a ogniem się takim paliły, jakby w obłąkaniu lub gorączce. Siedział przy zmarłej, słówka do nikogo nie
mówiąc, jakby nic nie słyszał i nic nie widział dokoła. Nieruchomy a jakby martwy, patrzył ciągle w nadobną twarz
swej panny, której śmierć urody nie odjęła, wdzięczność słodką zostawując na białem licu. Myśmy go koniecznie od
umarłej wywieść chcieli, gwałtem go z sobą biorąc, ale się nie dał ruszyć i z wściekłością prawie a z siłą okrutną od
siebie nas odpychał.
Dusza się nam w żałości onej krajała a rady żadnej dać nie mogliśmy, więc zostawiliśmy go przy zwłokach, Panu Bogu
to zostawując, aby go w tym srogim smutku pociechą niebieską pokrzepił. Kiedy wróciłem do domu, chodziłem tam i
sam po izbie w serdecznej aflikacji, i świat mi nie był miły. Przyszła noc, ale spać nie mogłem, bo ciągle mi stał przed
oczyma nieszczęśliwy mój kamrat i przyjaciel. Długo tak leżałem, rzewnie rozmyślając, i po północy już było. Nagle
słyszę stukanie silne do drzwi moich i głosy proszące, abym zaraz otwierał. Porwałem się natychmiast i z wielkiem
zdziwieniem ujrzałem w progu pana generała Korytowskiego i starego Wartanowicza, ojca owej zmarłej panny.
 Mości rotmistrzu  ozwał się pan generał  przychodzimy tu w srogim kłopocie do waćpana. Aksamicki, snać w
demencją raptownie wpadłszy, właśnie przed godziną zwłoki swej zmarłej narzeczonej porwał i znikł bez śladu.
Krzyknąłem tylko z przerażenia, tak mi ta wiadomość zdała się okropną.
 Bierz waćpan swych ludzi  mówił dalej pan generał  choćby wszystkich, pozwalam ci larum uderzyć, i
rozeszlej na wszystkie strony, aby szaleńca schwytać!
W jednej chwili byłem w mundurze i wybiegłem wraz z starym Wartanowiczem na rynek, gdzie hauptwach był, w
którym właśnie tej nocy dragoni moi straż trzymali pod komendą Zawejdy. Po drodze dowiedziałem się od
nieszczęśliwego ojca, że, gdy on z matką w nocy na chwilę zwłoki swej córki opuścili, Aksamicki, oddaliwszy pod
jakimś pozorem niewiastę, czuwającą przy katafalku, ciało uniósł z sobą...
Kazałem wszystkim ludziom, co byli na hauptwachu, ruszyć za mną, Zawejdzie zaś wydałem ordynans, aby werbel bić
kazał a patrole konne i piesze na wszystkie strony rozesłał. Wpadłem natychmiast na myśl, że Aksamicki z ciałem
zmarłej swej panny nie dokąd indziej, jak tylko do kwatery Zapatana mógł pobiec, zostawiając tedy strapionego starca
pod opieką dwóch pocztowych, sam na koń się rzuciłem i z kilku ludzmi popędziłem wprost ku Stryjskiemu
przedmieściu, w stronę pałacu ks. Jabłonowskiego, za którym znajdował się ów stary opuszczony cekauz, wynajęty
przez nieznajomego cudzoziemca.
Jakoż ledwie dopadłem kościółka oo. misjonarzy, ujrzałem koło pałacu Jabłonowskich postać biednego Aksamickiego.
Bieżał szybko, trzymając oburącz ciało swej narzeczonej... Księżyc nadzwyczaj jasno świecił, więc też mogłem go
widzieć dobrze, choć zdaleka. Dziwny to był i straszny widok, i nie zapomnę go chyba do śmierci. Długa, biała
sukienka, w którą ustrojono ciało biednej dzieweczki, spływała na ziemi i długim swym ruchem wlokła się za stopami
Aksamickiego, welon ślubny powiewał na wietrze nocnym, włosy jej bujne i czarne także igrały z wiatrem lub spadały
na białe, zastygłe liczka...
Aksamicki poza pałacem skręcił na lewo i począł się piąć na górę z swojem smutnem brzemieniem, a ja, widząc go już
tak blisko, zsiadłem z konia i dwom dragonom także zsiąść i iść za sobą kazałem. Nie spieszyłem się już, by go co
rychlej dopędzić, bo otwarcie przyznam, żem się bał tego spotkania. Trwoga mnie jakowaś serdeczna zbierała przed
widokiem nieszczęsnego towarzysza, przed jego boleścią a srogim żalem i desperacją. Azy mi w oczach stawały i
zapomniałem, żem żołnierz. Puściłem go naprzód, na oku go tylko wciąż trzymając, bo nie wiedziałem, jak się zbliżyć
do niego, co mu rzec, jak go pocieszyć, jak go opamiętać, a już najbardziej, jak mu odebrać zwłoki zmarłej panienki,
którą, jak skarb drogi, cisnął w swych ramionach...
Tak tedy powoli i z krwawem sercem szedłem ja za nim na tę górę, ku owemu cekauzowi, w którym ten przeklęty
Włoszyn czy Niemiec mieszkał. Aksamicki szybko podbiegł ku domostwu, płaszcz swój zrzucił, na ziemię go rozesłał
i na nim ciało panny położył. Potem do drzwi pukać i wołać głośno począł. Ale domostwo widocznie było puste,
albowiem okiennice żelazne zamknięte były a z żadnej szczeliny nie widać było światła i nikt się na to wołanie
Aksamickiego nie odzywał.
Zbliżyłem się teraz z moimi ludzmi do Aksamickiego i stanąłem za jego plecyma, ale on nic snać nie słyszał, ani nas
nie widział, bo się nie oglądnął nawet, ale ciągle z okrutną siłą do drzwi się dobijał i wielkim głosem o wpuszczenie
wołał. Kapelusza nie miał na głowie, blady był tak prawie, jak zmarła panna jego, a w oczach mu widać było i
wściekłość, i obłąkanie, i jakoby grozę jakąś straszliwą. Pukając ciągle to pięścią, to rękojęścią szpady z impetem
szalonym, krzyczał jakieś dziwaczne, niezrozumiałe słowa, z których tylko kilka w pamięć mi się wbiło...
 Otwórz, otwórz, wołam cię, błagam cię, przybywaj ! Oddaj mi jej życie, boś ją zabił, przeklęty!  wołał Aksamicki
głosem straszliwym, aż się pobliskie pagórki echem odzywały  Na nasze pactum cię wołam i zaklinam, otwórz! Na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript