Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ła włosy, po czym wdrapała się do łóżka. Tak,
wdrapała. Materac znajdował się na wysokości
chyba półtora metra nad podłogą. Pozbywszy się
nadmiaru poduszek, przewróciła się na bok i po
chwili pogrążyła we śnie.
Obudziły ją jaskrawe promienie słońca. No tak,
wczoraj była zbyt zmęczona, aby pamiętać o za-
ciągnięciu zasłon. Zamknęła oczy, usiłując pono-
wnie zasnąć.
Nieopodal usłyszała pomruk satysfakcji i po-
czuła czyjeś ramię obejmujące ją w pasie. Uniosła
powieki. Tuż obok, na lewym boku, zwrócony
twarzą w jej stronę, leżał Simon. Próbowała
delikatnie przesunąć jego ramię i oswobodzić się.
Na próżno. Ramię zacisnęło się mocniej, czoło
się zmarszczyło, z gardła dobył się cichy, choć
stanowczy protest.
Ze zdumieniem stwierdziła, że podoba się jej
ten dzwięk, takie senne, ochrypłe i władcze war-
knięcie oznaczające: nie ruszać, bo to moje!
Ziewnąwszy, ponownie zamknęła oczy. Było
za wcześnie, aby się zrywać i ruszać w dalszą
drogę, postanowiła więc jeszcze trochę się zdrze-
mnąć. Nawet przemknęło jej przez myśl, że może
powinna uwolnić się od zaborczego ramienia,
wstać i zaciągnąć zasłony, ale zrezygnowała.
Było jej tak dobrze, tak cieplutko, tak przytul-
nie...
Kiedy obudziła się po raz drugi, nie było to za
sprawą słońca, lecz dłoni Simona, która rytmicz-
nie ugniatała jej pierś. Simon wciąż spał, ale mars
na jego czole zniknął, a na twarzy pojawił się
błogi uśmiech zadowolenia.
Sytuacja była niezwykle krępująca. Nie ulega-
ło bowiem wątpliwości, że Simon nie wie, kto
leży obok niego i czyją pierś masuje. Po prostu
reagował instynktownie, jak normalny zdrowy
samiec, który czuje koło siebie ciepłe kobiece
ciało. Korciło Jennę, aby go odepchnąć, z drugiej
strony gdyby się teraz obudził...
Gdyby się obudził, odkryłby, że to ciepłe
kobiece ciało reaguje na jego dotyk. Tak, była
podniecona, z trudem oddychała normalnym ryt-
mem.
Jako piętnastolatka marzyła o tym, aby znalezć
się w jego objęciach. Godzinami próbowała sobie
wyobrazić, jakie to uczucie być całowaną i piesz-
czoną przez tak wspaniałego mężczyznę. Ale to
było dawno temu i wiele od tego czasu się
zmieniło: wydoroślała.
Palce Simona coraz energiczniej uciskały jej
pierś. Zastanawiała się, jak to możliwe: spać,
a jednocześnie dotykać kobietę. Najwyrazniej
miał ich w życiu tyle, że potrafił je pieścić nawet
przez sen.
Postanowiła się uwolnić. To był błąd. Po pier-
wsze, ramiączko zsunęło się jej z ramienia, a po
drugie, Simon zamruczał z oburzeniem. Wstrzy-
mała oddech. Pieszczoty ustały. Poczuła ulgę,
a zarazem żal. Zamierzała odwrócić się na drugi
bok i uciec z łóżka, ale Simon ponownie ją objął.
Mało tego, zarzucił nogę na jej udo, a twarz
przycisnął do jej nagiej piersi.
Było to tak nieoczekiwane, że nie wiedziała, co
robić. Leżała bez ruchu, zaskoczona siłą włas-
nych doznań. Oby się tylko teraz nie obudził,
modliła się w duchu, lecz on, jakby czytając w jej
myślach, zamrugał, a po chwili otworzył oczy.
Popatrzył na Jennę, potem na swoją rękę, któ-
ra leżała na jej piersi, jakby osłaniała ją przed
wzrokiem niepowołanych osób, i przeklinając
pod nosem, odsunął się raptownie.
 Ruda, o Jezu! Przepraszam.
 Pewnie wziąłeś mnie za kogoś innego  po-
wiedziała speszona, po czym brnęła dalej:  Mia-
łam nadzieję, że się nie obudzisz...
Uniósł zdziwiony brwi. Oblała się rumieńcem,
uzmysłowiła sobie bowiem, jak on może zro-
zumieć jej wypowiedz.
 Dlatego cię nie odepchnęłam ani nie kaza-
łam ci zabrać ręki  kontynuowała pośpiesznie.
 Chciałam oszczędzić nam obojgu zakłopotania.
 Zakłopotania?  Roześmiał się.  Oj, Ruda,
sądziłem, że lepiej znasz się na facetach. Za-
kłopotanie to ostatnia rzecz, jaką czuje facet,
który się budzi z kobietą u boku i ręką na jej nagiej
piersi.
Milczała przerażona emocjami, jakie w niej
rozbudził, i własną reakcją na jego bliskość.
Oczywiście prawdziwy powód, dlaczego nie od-
trąciła Simona i nie obudziła go, był całkiem
inny: po prostu chciała, żeby ją dalej pieścił, żeby
się z nią kochał. Teraz, gdy się odsunął, jej ciało
gorąco zaprotestowało. Na szczęście on tego nie
słyszał.
 Chyba czas wstawać...  powiedziała ochry-
ple.
 Przepraszam, Jen. Zdaje się, że utwierdzi-
łem cię w przekonaniu, że jestem kawał drania.
Może gdybym...
 Nie mówmy o tym  przerwała mu.  Staraj-
my się puścić to w niepamięć. Możesz myśleć, co
chcesz  dodała po chwili  ale nie jestem głupia.
Wiem, co się stało. Wydawało ci się, że dotykasz
kogoś innego. Pewnie tak często budzisz się przy
boku jakiejś kobiety, że odruchowo...
 Jen, czy tylko dlatego nic nie robiłaś? %7łeby
oszczędzić nam zakłopotania?  Ni stąd, ni zowąd
jego nastrój uległ zmianie: miejsce skruchy zajęła
złość.  Nie kierowała tobą ciekawość? Ani
odrobina? Bo jeśli ciekawi cię, jakim jestem
kochankiem, nie musisz udawać skromnej i wsty-
dliwej. Kto wie, może od kogoś z twoim doświad-
czeniem ja też zdołam się czegoś nauczyć.  Po-
patrzywszy na jej zdumioną minę, roześmiał się
zgryzliwie.  No co? Chyba nie myślisz, że Susie
trzymała język za zębami? Wiem, co wyprawia-
łyście po przyjezdzie do Londynu, kiedy wspól-
nie wynajmowałyście mieszkanie... Niemal każ-
dej nocy inny facet, prawda? Ilekroć do was
dzwoniłem, ciągle odzywał się w słuchawce inny
męski głos.
Jennę zamurowało. To, co Simon mówił, do
pewnego stopnia pokrywało się z prawdą. Ale
tylko do pewnego. Bo to Susie zmieniała facetów
jak rękawiczki. Ciągle spotykała się z kimś
nowym. Wiedząc, że starszy brat będzie się sprze-
ciwiał jej stylowi życia, prawdopodobnie nie
przyznawała się do swoich kolejnych narzeczo-
nych, lecz twierdziła, że to przyjaciele jej współ-
lokatorki.
 Co tak na mnie patrzysz? Oboje dobrze
wiemy, że nie jestem pierwszym facetem, który
upajał się widokiem i dotykiem twoich piersi.
Milczała. Przez moment miała wrażenie, że
Simon jest zazdrosny o swoich poprzedników.
Ale nie, to niemożliwe, uznała.
 Straszny z ciebie hipokryta, Simonie  oznaj-
miła wreszcie.  Uważasz, że facetom wolno
sypiać na prawo i lewo, a kobieta powinna za-
chować czystość? Dlaczego? Ty nie żyjesz jak
asceta.
 Jak asceta? Na pewno nie. Ale wszystkie
kobiety, z którymi dzieliłem łoże, coś dla mnie
znaczyły. Czy możesz to samo powiedzieć o swo-
ich kochankach?
Najprostszą rzeczą na świecie byłoby wygar-
nąć mu prawdę. W Jennę jednak wstąpiło jakieś
licho i z perwersyjną przyjemnością oświadczyła:
 Całe szczęście, Simonie, że nie jesteśmy za-
ręczeni. A ponieważ nie jesteśmy, to moja prze-
szłość oraz moi liczni kochankowie są wyłącznie
moją sprawą. Chyba się z tym zgodzisz?
Kiedy opuszczali hotel, wciąż panowała mię-
dzy nimi napięta atmosfera. Jenna uparcie mil-
czała zarówno w samochodzie, jak i wcześniej
podczas śniadania, kiedy to ignorowała kąśliwe
uwagi Simona na temat much w nosie. Nie miała
żadnych much w nosie. Po prostu nie była w na-
stroju do rozmowy. Jakim prawem krytykował
jej moralność? Co on sobie myślał? Kto mu
pozwolił wypowiadać się na temat jej życia ero-
tycznego?
Siedzieli bez słowa obok siebie, on za kierow-
nicą, ona na miejscu dla pasażera, a licznik
odmierzał kilometry. Spełniła się poranna zapo-
wiedz dobrej pogody: dzień był ciepły i słonecz-
ny. Kiedy Simon zjechał na pobocze i spytał, czy
nie ma nic przeciwko temu, by opuścił dach, po-
kręciła głową, że nie.
Lękała się swoich emocji: tego, jak zniesie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript