[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cztery dni po zniknięciu. Też miała skórzane pęta. Została uduszona. Wkrótce dostanę pełną dokumentację tej sprawy. - Wiadomo, czy Copeland przebywał wtedy w Kalifornii? - Wszystko na to wskazuje. Morderstwo popełniono pod koniec maja, miesiąc przed naszym pierwszym zabójstwem. Tamtejszy detektyw próbuje ustalić, gdzie podczas studiów mieszkał Andrew. - Może się okazać, że prowadzone przez ciebie śledztwo będzie mieć krajowy zasięg. - Wiem. Muszę naprawdę dokładnie prześwietlić Copelanda. Wyczuć, kim jest. - To znaczy? - Jest sporo luk, jeśli o niego chodzi. Na przykład, nie mogłam się dowiedzieć, czy kiedykolwiek był na dłużej związany z jakąś kobietą. To może oznaczać wszystko lub nic. Niewykluczone, że znakomicie się kamufluje albo że jest bardzo dyskretny. Billowi przyszedł do głowy pewien pomysł. W pierwszej chwili wydał mu się nie na miejscu, ale po chwili uznał, że powinni chwytać się wszystkich sposobów, aby dopiąć celu. - Właśnie pomyślałem, że Nicole może nam się przydać. - Do czego? - Whitney podeszła do biurka. - Z racji prowadzenia agencji matrymonialnej Nicole wie niemal wszystko o tym, kto z kim się spotyka. Jeśli Copeland kogoś ma, moja siostra wydobędzie imię i nazwisko tej kobiety. Wieczorem zadzwonię do Nicole. - Ja mogę się z nią skontaktować. - Nie. - Szybko wziął wizytówkę i schował ją do kieszeni. - Na pewno masz ważniejsze rzeczy do zrobienia, sierżancie. Poza tym dobrze znam moją siostrę i potrafię się z nią dogadać, a także nakazać jej dyskrecję. - To prawda - przyznała Whitney i podjęła przechadzkę po pokoju. - Coś jeszcze? - spytał cicho Bill. - Prawdę mówiąc, tak - odparła z wahaniem. Wsunęła dłoń pod włosy i przejechała nią po karku. - Ale to ... sprawa osobista - dodała niepewnie. - Chcesz porozmawiać o tym, co zdarzyło się wczoraj wieczorem? - spytał, a ona raptownie zatrzymała się obok krzesła dla gościa. - Tak. - Odrobinę wysunęła brodę. - Sądzę... a raczej wiem, że ten pocałunek był błędem. - Rozumiem - powiedział Bill, chociaż niewiele rozumiał. Przynajmniej jeśli chodzi o niego samego. Targały nim sprzeczne uczucia, nie potrafił się zdecydować, czego oczekuje po znajomości z Whitney. Jedno było pewne - pożądał jej jak żadnej innej kobiety. Mógł sobie wmawiać, że potrzebuje czasu i swobody, że nie chce angażować się w żaden związek, że jeszcze nie pozbierał się po tamtym. Prawda była taka, że jej pragnął. Marzył o tym, żeby trzymać ją w ramionach, dotykać jedwabiście gładkiej skóry, pieścić zgrabne, gibkie ciało. Kochać się z nią i usłyszeć jej przyspieszony oddech. I swoje imię, wykrzyczane w chwili rozkoszy. - To nie był błąd - oświadczył, podchodząc do niej. - Chciałem cię pocałować. Jej oczy pociemniały, nabrały barwy nefrytu. Na policzki wypłynął rumieniec. - Ale pod pewnym względem masz rację - dodał i delikatnie musnął jej policzek. Poczuł aksamitność skóry. - Ten pocałunek nie był najmądrzejszą rzeczą, jaką zrobiłem. - Odniosłam podobne wrażenie. - Cofnęła się o krok. Bill uświadomił sobie, że nie jest zadowolony z ulgi, która zabrzmiała w głosie Whitney. - Naprawdę? - Oboje mamy za sobą nieudane związki. - Lekko wzruszyła ramionami. - Dobrze wiem, jak to jest, gdy ktoś cię ... - Urwała i przygryzła wargi. - Rzuci? - dokończył za nią. - Właśnie. Tak się składa, że mój mąż zdradził mnie z moją najlepszą przyjaciółką. To bardzo bolało. Prawie mnie zniszczyło. Potrzebowałam ... Cóż, zdecydowałam się na romans, aby podnieść się na duchu. - I twoim zdaniem ja pocałowałem cię w podobnym celu? - Przecież ty i Julia ... - Whitney przejechała czubkiem języka po dolnej wardze. - Na pewno wciąż żałujesz, że odeszła. - Wierz mi, że kiedy cię całowałem, myślałem tylko o tobie. - Nie mogło być inaczej. Chociaż znał Whitney Shea od niedawna, to dzięki niej przestał go dręczyć żal z powodu odejścia Julii. Whitney umknęła spojrzeniem w bok. - Ja też przez to przeszłam. Wiem, jak łatwo można się oszukiwać, uważać, że nasze uczucia są prawdziwe, choć w rzeczywistości tak nie jest. Audzimy się, ponieważ pragniemy tych uczuć. Ale ich nie ma. - Nie usiłuję pocieszać się po tamtej stracie. Potraktuj te słowa jako moje zeznanie, sierżancie. To, co się dzieje między nami, jest autentyczne. Ujrzał w jej oczach niedowierzanie. Chyba nie zdołał jej przekonać. - Mimo to uważam - cofnęła się, tak że musiał opuścić rękę - że ostatnią rzeczą, jakiej oboje potrzebujemy, jest jakiś skomplikowany związek. - Powiedzmy - mruknął. - Mamy robotę do wykonania - kontynuowała, przeczesując palcami włosy. Popołudniowe słońce rozświetliło kasztanowe fale. - To poważna i pilna sprawa. Musimy się na niej skupić i jasno myśleć. To jedyne mądre podejście. - Wciąż to sobie powtarzam - wyznał. Kłopot w tym, że w obecności Whitney nie był na siłach skoncentrować się na pracy. Jego myśli krążyły wokół niej, wyobrażał sobie, że bierze ją w ramiona, całuje i pieści. Wczorajszy pocałunek odebrał jako zapowiedz czegoś, co dopiero miało nastąpić, a czego pragnął z całych sił. Najchętniej zamknąłby się z Whitney w pokoju hotelowym i zapomniał o całym świecie, kochając się z nią na najprzeróżniejsze sposoby. Pożądanie toczyło zaciętą walkę z rozsądkiem, a także z instynktem samozachowawczym. Bill wiedział, że ta wspaniała kobieta o namiętnych ustach może go zranić. A on może zranić ją. %7łe mogą niechcący zrobić sobie krzywdę. Cóż za ryzyko, pomyślał. Oboje mieli dużo do stracenia. Należało o tym pamiętać. - Muszę już iść. - Lekko skinęła głową, jakby skreśliła z listy ostatnią rzecz do załatwienia. - Jake czeka na mnie w warsztacie, żebym mogła zostawić mój samochód. Pózniej mamy jeszcze raz spotkać się z koleżanką Carly Bennett. - A więc do jutra. - Tak. Pochyliła się, podnosząc torebkę, a włosy rozsypały się po ramionach i spłynęły na pełne piersi. Bill poczuł, że przestaje nad sobą panować. Patrzył na Whitney, gdy odwracała się do drzwi. Rozsądek nakazywał mu pozwolić jej wyjść. Obiecał sobie przecież, że nie będzie dawał posłuchu emocjom, bo to one go kiedyś zawiodły. Zdawał sobie sprawę, że potrzebuje czasu, żeby zastanowić się nad sobą i swoim stosunkiem do Whitney. Mimo to nie chciał się z nią rozstawać. - Whitney ... - Jego głos zabrzmiał cicho i miękko. - Tak? - Przystanęła w pół kroku. - Jeszcze jedno. - Podszedł do niej, wziął ją za rękę i dostrzegł w zielonych oczach cień obawy. Powinno go to ostudzić. Tak się jednak nie stało. - Jesteś intrygującą kobietą, sierżancie. Podziwiam twoje umiejętności, twój umysł. - Uśmiechnął się lekko. - I twoje nogi. Rozchyliła wargi i natychmiast je zacisnęła. Podniósł jej dłoń do ust, lecz jej nie pocałował. Poczuł, że Whitney zadrżała. - Masz rację, mówiąc, że powinniśmy zachować wobec siebie dystans. - Powoli przesunął ustami po jej dłoni. - Muszę ci jednak uświadomić, jak w istocie rzeczy się mają. Gdy przymknęła powieki, ledwie się powstrzymał od zrobienia czegoś szalonego. - Jak ... - jej oddech zawibrował - rzeczy się mają? - Tak. Pociągasz mnie, lubię cię całować, i to bardzo. - Skubiąc ustami jej dłoń, wdychał łagodny zapach skóry. Tylko Whitney pachniała tak słodko. - To, że teraz się powstrzymuję, nie oznacza, iż tego nie pragnę. Poczekam jednak, aż oboje będziemy gotowi. Pewni, że tego chcemy. Zamierzam znów cię tulić i całować. I nie tylko, dodał w
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|