[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miałby prosić mnie o pieniądze? - Szantażował panią - odparł Poirot. - Pani mąż Richard pochodzi z dumnej rodziny i pani z pewnością nie chciała, by się dowiedzieli, że jest pani... córką Selmy Goetz! Lucia przez chwilę patrzyła na Poirota gniewnym wzrokiem, w milczeniu, po czym, kuląc się w sobie, opadła na krzesło i ukryła twarz w dłoniach. Minęła co najmniej minuta, zanim wzdychając, podniosła wzrok - Czy Richard wie? - spytała cicho. - Jeszcze nie, madame - odparł powoli Poirot. Lucia zaczęła błagać z rozpaczą: - Niech pan mu nie mówi, monsieur Poirot! Proszę mu o tym nie mówić! On jest taki dumny ze swego nazwiska, tak czuły na punkcie honoru! Podłością z mojej strony było to, że za niego wyszłam! Ale byłam taka nieszczęśliwa. Nienawidziłam tego życia, tego 95 okropnego życia, które zmuszona byłam wieść u boku mojej matki. Odbierałam to jako poniżenie. Ale co mogłam zrobić? A potem, kiedy mama umarła, byłam wreszcie wolna! Mogłam być uczciwa, mogłam uciec od życia opartego na kłamstwach i intrygach. Poznałam Richarda. To najwspanialsza rzecz, jaka mnie kiedykolwiek spotkała. Richard stał się częścią mojego życia. Kochałam go, a on chciał mnie poślubić. Jak mogłam mu powiedzieć, kim jestem? Dlaczego miałabym mu o tym mówić? - A potem - zachęcił ją łagodnie Poirot - Carelli rozpoznał gdzieś panią w towarzystwie monsieur Amory'ego i zaczął szantażować? - Tak, ale ja nie miałam swoich pieniędzy - wykrztusiła Lucia. - Sprzedałam naszyjnik i zapłaciłam mu. Myślałam, że na tym się skończy. Ale wczoraj pojawił się tutaj. Słyszał o wzorze, który odkrył sir Claud. - Chciał, by pani wykradła go dla niego? Lucia westchnęła. -Tak. - I zrobiła to pani? - zapytał Poirot, przysuwając się do niej. - Nie uwierzy mi pan... teraz - wyszeptała Lucia, potrząsając smutnie głową. Poirot przyglądał się życzliwie pięknej młodej kobiecie. - Ależ tak, moje dziecko - zapewnił ją. - Wciąż pani wierzę. Miej odwagę i zaufaj papie Poirotowi, dobrze? Proszę po prostu powiedzieć mi prawdę. Czy zabrała pani wzór sir Clauda? - Nie, nie zrobiłam tego, naprawdę! - powiedziała gwałtownie Lucia. - Ale to prawda, że miałam taki zamiar. Carelli dorobił klucz do sejfu sir Clauda na podstawie odcisku, który zdjęłam. Poirot wyjął z kieszeni klucz i zapytał: - Czy to ten? - Tak, to było dosyć łatwe. Carelli dał mi ten klucz. Byłam w gabinecie, walcząc ze sobą, by otworzyć sejf, kiedy sir Claud wszedł i mnie nakrył. To prawda, przysięgam! - Wierzę pani, madame - rzekł Poirot. Włożył klucz z powrotem do kieszeni i usiadł w fotelu, składając razem koniuszki palców i zastanawiając się przez chwilę. - A mimo to 96 przystała pani z ochotą na plan sir Clauda, by zgasić wszystkie światła w bibliotece, prawda? - Nie chciałam się poddawać rewizji osobistej - wyjaśniła Lucia. - Carelli przesłał mi wiadomość razem z kluczem i miałam to wszystko przy sobie. - Co pani z tym zrobiła? - zapytał Poirot. - Kiedy zgasło światło, rzuciłam klucz tak daleko, jak tylko mogłam. Tam. - Wskazała na krzesło, na którym siedział poprzedniego wieczoru Edward Raynor. - A ta wiadomość, którą przekazał pani Carelli? - dopytywał się Poirot. - Nie wiedziałam, co z tym zrobić - Lucia wstała i podeszła do stołu. - Wsunęłam ją więc pomiędzy kartki książki. - Wzięła książkę ze stołu i zaczęła ją kartkować. - Tak, wciąż tu jest - oznajmiła, biorąc do ręki kawałek papieru. - Chce pan przeczytać? - Nie, madame, to należy do pani - powiedział Poirot. Lucia usiadła przy stole i podarła list na małe kawałki, po czym włożyła je do torebki. Poirot obserwował ją, po chwili zapytał: - Jeszcze jedno, madame. Czy wczoraj wieczorem nie rozerwała pani przypadkiem sukienki? - Ja? Nie! - Lucia była zaskoczona. - Czy w ciągu tych kilku chwil, kiedy panowały ciemności, słyszała pani odgłos rozdzierania materiału? Lucia zastanawiała się przez parę sekund. Potem powiedziała: - Tak, teraz, jak pan o tym wspomniał, wydaje mi się, że słyszałam. Ale to nie była moja sukienka. To musiała być sukienka panny Amory albo Barbary. - No cóż, nie będziemy się tym martwić - powiedział obojętnie Poirot. - Ale teraz przejdzmy do następnej sprawy. Kto wczoraj wieczorem nalewał kawę Clauda? -Ja. - I postawiła ją pani na tym stole, koło swojej filiżanki? -Tak. Poirot wstał, nachylił się nad stołem w stronę Lucii i zapytał znienacka: - Do której filiżanki wrzuciła pani hioscynę? Lucia spojrzała na niego ze zgrozą. - Skąd pan o tym wie? - wykrztusiła. 97 - Wiedzieć o różnych sprawach należy do mojej profesji. Do której filiżanki, madame? Lucia westchnęła. - Do mojej własnej. - Dlaczego? - Ponieważ chciałam... chciałam umrzeć. Richard podejrzewał, że jest coś pomiędzy mną i Carellim - że mamy romans. Nie mógł być bardziej daleki od prawdy. Nienawidziłam Carellego! Także teraz go nienawidzę. Ale, ponieważ nie udało mi się zdobyć dla niego wzoru, byłam pewna, że wyda mnie Richardowi. Samobójstwo było jakimś wyjściem - jedynym wyjściem. Szybki, kamienny sen... bez przebudzenia - tak właśnie powiedział. - Kto pani tak powiedział? - Doktor Carelli. - Zaczynam rozumieć... zaczynam rozumieć - mruknął Poirot. Wskazał na filiżankę stojącą na stole. - To jest zatem pani filiżanka? Pełna, nietknięta? -Tak. - Dlaczego zmieniła pani zdanie i nie wypiła kawy? - Przyszedł do mnie Richard. Powiedział, że zabierze mnie stąd - za granicę - i że jakoś zdobędzie na to pieniądze. Przywrócił mi... nadzieję. - A teraz proszę posłuchać uważnie, madame - rzekł z powagą Poirot. - Dziś rano doktor
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|