Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obawy, że taki komentarz mógłby zostawić złe wrażenie.
Nic więc nie powiedziała. Ale niewypowiedziane słowa i jej
obecność przy boku Maksa miały znaczenie. Chciała, tak jak on,
zachować obojętność. Rano niewiele mówił. Był trochę nieobecny i
rozkojarzony. Pewnie ze względu na czekające go spotkania.
Rozumiała to, ale nie potrafiła opanować narastającego w niej
niepokoju. Chciała być silną kobietą, zdolną mieć mężczyznę, którego
pragnęła, żeby czerpać przyjemność z jego ciała i nie chcieć niczego
więcej. W głębi serca wątpiła jednak, czy tak potrafi.
Pomimo dobrych genów z talentem aktorskim nigdy nie była
najlepsza w roli, którą grała i do grania której została zmuszona.
Nienawidziła każdej minuty tej gry.
- Diana?
Wróciła do rzeczywistości i zobaczyła wpatrzone w nią dwie
pary męskich oczu czekających na odpowiedz.
- Przepraszam, zamyśliłam się - powiedziała.
- Roland spytał, czy nie za mocno grzeje. Może chciałabyś, żeby
trochę przykręcić ogrzewanie?
102
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Tak. Dziękuję. Jest za ciepło - skłamała. Była przekonana, że to
pytanie wypływało z tego, że miała zaczerwienioną twarz, co nie
miało nic wspólnego z temperaturą.
- Jak długo zamierzacie tu zostać? - spytał Roland.
- To zależy od tego, jak się potoczą interesy. %7łołądek Diany
podskoczył nagle do gardła. Interesy, uświadomiła sobie. Mówi o
biznesie.
- Jeśli zostaniecie na weekend, będziecie potrzebowali
wzajemnego ciepła. Przepowiadają zwariowaną pogodę.
- Znieg? - spytał Max.
- Tak mówią. Jak pan widzi - wskazał głową za okno - na polach
mamy już kilka centymetrów puchu.
Pola przykryte białą gładką warstwą śniegu wyglądały jak
pomalowane. Stały na nich skrupulatnie poustawiane drewniane płoty.
Aleje drzew wyglądały jak żołnierze w szeregu. Wjazdy do stadnin
wskazywały pozłacane litery umieszczone obok ozdobnych żelaznych
bram.
To wszystko tak było różne od chaosu jej myśli.
Mężczyzni dalej dyskutowali o pogodzie. Burze śniegowe były
widocznie warte dyskusji, podobnie jak czarne ogrodzenia, które były
zastępowane białymi jako tańszymi do utrzymania. Tak przynajmniej
wynikało z eksperckich uwag mężczyzn. Diana słuchała ich piąte
przez dziesiąte, dopóki rozmowa nie zeszła na temat mijanej właśnie
farmy. Zdała sobie sprawę, że Max wie o niej bardzo dużo.
- Byłeś już na niej? - spytała.
103
Anula
ous
l
a
and
c
s
- To jest farma, w której kupiłem klacz.
- Maggie? - Wyciągnęła szyję, żeby zobaczyć robiącą wrażenie
bramę wjazdową. Nie zdawała sobie sprawy, że nieświadome użycie
przezwiska przyciągnęło do niej spojrzenie Maksa.
- Maggie? - powtórzył. - Czy mówimy o tym samym koniu?
Powiedziała mu o dniu, w którym robiła zdjęcia, i wymyśliła
takie imię dla klaczy.
- Zmieniłaś imię mojemu koniowi?
- Nie zmieniłam. Nadałam jej imię. To jest technika, którą
stosuję podczas pracy. Dzięki temu wytwarza się więz między mną a
fotografowanym zwierzęciem - powiedziała skrępowana, że
zabrzmiało to głupio i że jego uwaga, odkąd opuścili Sioux Falls,
skoncentrowała się w pełni na niej. - Nie musi ci się podobać wybrane
przeze mnie imię. Możesz pozostać przy Zdobywczyni.
Myślała, że może się roześmieje lub przynajmniej zażartuje z
tego imienia, ale była w błędzie.
- Podoba mi się - powiedział niskim głosem, a jego szacujące
spojrzenie spowodowało, że fala ciepła przepłynęła przez jej ciało. - A
ja myślałem, że nie lubisz koni.
- Maggie może być wyjątkiem.
- Masz doskonały gust - pochwalił.
- Wiem.
Uśmiechnął się, po czym zatonął w jej oczach. Była ciekawa,
czy wyczytał z nich wiadomość, która tak śmiało zrodziła się w jej
104
Anula
ous
l
a
and
c
s
mózgu: Mam doskonały gust, bo ciebie wybrałam na kochanka.
Mojego jedynego kochanka.
- Zadowolona jesteś z przyjazdu tutaj? - spytał.
- Zobaczymy.
Uśmiech zniknął z jego oczu, pozostawiając chmurność i
powagę.
- Pamiętaj, że to jest twój wybór. Na nic nie naciskam.
Diana w głębi serca mu nie wierzyła, dopóki nie znalezli się w
hotelu.
Kiedy przechodzili przez hol eleganckiego starego budynku
urządzonego w angielskim stylu, wyniknęła niezręczna sytuacja. W
pewnym momencie usłyszeli jakieś zbliżające się kroki. Zatrzymali
się. Dyrektor syndykatu, Roy Crowley, szedł w ich kierunku z dwoma
towarzyszami.
Diana była ciekawa, jak Max ją przedstawi.
- To moja przyjaciółka, Diana Fielding - powiedział.
Nie było chwili wahania, w której rozważałby, jak
zakwalifikować jej status, dlatego wybaczyła mu, że użył jej
panieńskiego nazwiska. Uśmiechnęła się odprężona, ponieważ dzięki
niemu nie poczuła się niezręcznie.
- Diana Young - powiedziała, podając rękę, nieświadoma
sprzeczności, dopóki nie poczuła na sobie wzroku wszystkich
dookoła.
- Czy nie Fielding? - spytał Crowley.
- Tak było - powiedział Max krótko. - Ale teraz jest Young.
105
Anula
ous
l
a
and
c
s
Mężczyzni wyglądali na zdezorientowanych i Max przeprosił ich
za to nieporozumienie.
W recepcji poprosił o oddzielne pokoje. W tym momencie Diana
przekonała się, że w dalszym ciągu zostawia wybór jej.
Crowley zaprosił ją, żeby zjadła z nimi lunch, zapewniając, że
nie zanudzą jej rozmową o koniach. Był jednak w błędzie... i miał
rację. Rozmowę o koniach prowadzili przez cały czas trwania
długiego lunchu. Ale Diana nie była nią znudzona.
Obserwowanie Maksa, kiedy był w swoim żywiole, było
fascynujące. Nie próbował zdominować rozmowy jak Crowley i
starający się o to młodszy, rozsądnie mówiący prawnik, jednak kiedy
zabierał głos, przyciągał uwagę całego stołu. Nie wywyższał się ani
nie próbował zrobić wrażenia. A wszystko dzięki znajomości sprawy i
bystrym obserwacjom. Diana była urzeczona.
W pewnej chwili, gdy odparł w niebywale logiczny sposób
pewne twierdzenie prawnika, miała ochotę wstać i bić mu brawo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript