Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

normy. Patch był znów z Marcie. Kiedy odeszłam wczoraj, pogodził się z układem, który
zesłał nam los. Skoro nie mógł mieć mnie, poprzestanie na Marcie. Jakim cudem ich związek
był dozwolony? Gdzie podziali się archaniołowie, kiedy trzeba było pilnować Patcha i
Marcie? Co z ich pocałunkiem? Czyżby archaniołowie zamierzali to odpuścić, ponieważ
wiedzieli, że żadnemu z tej dwójki na tym nie zależy? Miałam ochotę krzyczeć z powodu tej
niesprawiedliwości. Marcie mogła być z Patchem, ponieważ go nie kochała, ale ja nie
mogłam, ponieważ go kochałam i archaniołowie o tym wiedzieli. Dlaczego nasza miłość jest
taka zła? Czy aniołowie naprawdę aż tak bardzo różnią się od ludzi?
- Nie ma problemu. Radzę sobie - odparłam, nadając mojemu głosowi odcień chłodnej
uprzejmości.
- To doskonale - powiedziała Marcie, rzucając uwodzicielskie spojrzenie, ale wszystko
mówiło mi, że nie uwierzyła w moje słowa.
W kuchni przekazałam zamówienie kucharzom. Miejsce na  uwagi" zostawiłam puste.
Marcie spieszy się na spotkanie z Patchem w Delphic Beach? Trudno.
Zabrałam czekające zamówienie i wyniosłam tacę z kuchni. Ku mojemu zaskoczeniu w
pobliżu frontowych drzwi zobaczyłam Scotta rozmawiającego z hostessami. Wyglądał niezle
w luznych levisach i obcisłym podkoszulku, a sądząc z gestów dwóch ubranych na czarno
hostess, obie z nim flirtowały. Podchwycił moje spojrzenie, a ja skinęłam mu lekko głową na
znak, że go poznaję. Postawiłam zamówienie na stoliku numer piętnaście i wbiegłam na
schody.
- Cześć - powitałam Scotta, zdejmując kaszkiet, żeby się nim powachlować.
- Vee mówiła mi, że tu cię znajdę.
- Dzwoniłeś do niej?
- Aha, po tym jak nie odpowiedziałaś na żadną z moich wiadomości.
Otarłam czoło dłonią, odgarniając kilka zabłąkanych kosmyków.
- Mam komórkę w plecaku. Nie było okazji, żeby na nią zerknąć, odkąd się zameldowałam w
pracy. Co chciałeś?
- 0 której kończysz?
- 0 dziesiątej. Czemu pytasz?
- W Delphic Beach jest impreza. Szukam jakiejś nieszczęsnej łajzy, która by ze mną poszła.
- Ilekroć gdzieś razem idziemy, dzieje się coś niedobrego. - Oczy mu nie rozbłysły. - Bójka w
Zet - przypominałam mu. - I w Diabelskiej Torebce. Za każdym razem musiałam żebrać o
odwiezienie do domu.
- Trzeci raz przełamie klątwę. - Uśmiechnął się, a ja uświadomiłam sobie, że miał bardzo
ładny uśmiech. Wręcz chłopięcy. Aagodził jego osobowość, każąc mi zastanawiać się, czy
Scott ma drugie oblicze, którego jeszcze nie dostrzegłam.
Istniała szansa, że to ta sama impreza, na którą wybierała się Marcie. Ta sama, na której miał
być Patch. I ta sama plaża, na której byłam z nim raptem półtora tygodnia temu, kiedy jeszcze
sądziłam, że mam idealne życie. Nigdy bym nie przypuszczała, że to się tak szybko zmieni.
Dokonałam szybkiego przeglądu swoich uczuć, ale potrzebowałam więcej niż paru sekund,
żeby ocenić, jak się czułam. Chciałam zobaczyć Patcha - zawsze tego będę chcieć - ale nie o
to chodziło. Musiałam wiedzieć, czy wytrzymam jego widok. Czy wytrzymam widok jego
razem z Marcie? Zwłaszcza po tym wszystkim, co mi powiedział wczoraj wieczorem.
- Przemyślę to - odparłam, zdając sobie sprawę, że zbyt długo zwlekałam z odpowiedzią.
- Chcesz, żebym wpadł po ciebie o dziesiątej?
- Nie. Jeśli pojadę, to Vee może mnie podrzucić. - Wskazałam na drzwi prowadzące do
kuchni. - Muszę już wracać do pracy.
- Mam nadzieję, że się zobaczymy - odparł, uśmiechając się do mnie na pożegnanie.
O dziesiątej zastałam Vee krążącą bez celu po parkingu.
- Dzięki, że przyjechałaś - powiedziałam, siadając na miejscu pasażera. Nogi bolały mnie od
godzin na stojąco, a w uszach wciąż dzwoniły mi rozmowy i głośny śmiech gości... nie
mówiąc już o tych wszystkich krzykach kucharzy i kelnerek, kiedy zrobiłam coś nie tak. Co
najmniej dwa razy pomyliłam zamówienia i więcej niż raz weszłam do kuchni przez
niewłaściwe drzwi. Za każdym razem wpadałam na kelnerkę z rękami pełnymi talerzy. Dobra
wiadomość była taka, że w kieszeni miałam trzydzieści dolarów napiwków. Kiedy już zapłacę
mandat, wszystkie napiwki przeznaczę na zakup kabrioletu. Marzyłam o dniu, kiedy nie będę
musiała liczyć na to, że Vee mnie gdzieś podwiezie.
Ale nie aż tak bardzo, jak o chwili, kiedy zapomnę o Patchu. Vee rozpromieniła się.
- Nic za darmo. Liczę wszystkie te jazdy na poczet długu, który kiedyś będzie cię nawiedzał.
- Mówię serio, Vee. Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie. Najlepszejszą.
- Au, może powinnyśmy uczcić tę podniosłą chwilę, wpadając na lody do Skippy'ego? Nie
miałabym nic przeciwko lodom. W sumie nie miałabym też nic przeciwko glutaminianowi
sodu. Nic nie cieszy mnie tak, jak wielka porcja świeżutkiego fast foodu podlanego starym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript