Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przed oczyma jej zarysowała się dobrze znana sylwetka. Za chwilę spotkały się dwie
przyjaciółki i zamieniły uściski.
- Stało się coś strasznego! - szepnęła zdyszana Emma.
- Nie mów mi, \e się zbiła! - wykrzyknęła Rebeka.
- Nie! Och, nie! Nie to! Była zapakowana w słomę i ka\dy kawałeczek doszedł doskonale!
Widziałam ją, ale nie powiedziałam ani słówka o twojej sprzeda\y trzystu kawałków, za które
dostali tę lampę. Będziemy razem, kiedy jej powiesz.
- O naszej sprzeda\y trzystu kawałków - poprawiła Rebeka. - Tyś tak samo du\o zrobiła jak
ja!
- Nie! Ja nic nie zrobiłam, Rebeko! Siedziałam przy furtce i pilnowałam konia.
- Tak? A czyj to koń zawiózł nas do północnego Riverboro? Tak się właśnie zło\yło, \e na
mnie wypadła kolej. Gdybyś ty poszła, dostałabyś cudowną lampę. Ale có\ to za
zmartwienie?
- Simpsonowie nie mają nafty ani knotów. Myśleli pewnie, \e salonowa lampa to coś takiego,
co się świeci samo przez się. "Huśtawka" pobiegł do doktorów, po\yczyć knot, a mama
pozwoliła mi wziąć pół litra nafty. Nie pomyślałyśmy o kosztach utrzymania lampy, Rebeko!
- Tak, to prawda. Ale będziemy się tym martwić po przyjęciu. Mam garść rodzynków i
orzechów, oraz parę jabłek.
- A ja miętówki i cukierki. Dziś mają prawdziwie świąteczny obiad. Doktor dał im kartofle,
rzepę i borówki. Ojciec posłał schab, a pani Cobb kurczę i trochę siekanego mięsa.
O wpół do szóstej uroczysty nastrój przyjęcia doszedł do szczytu. Pani Simpson pozostawiła
prawie zagasły ogień w kuchni i z niemowlęciem na ręku przyszła podziwiać niezwykłą
scenę. Lampa zdawała się spełniać honory domu i przyjmować gości. Była piękna i prawie
tak wielka, jak na ogłoszeniu. Mosiądz jaśniał niby czyste złoto, a karmazynowy aba\ur z
bibułki \arzył się jak olbrzymi rubin. W szerokiej smudze światła, padającego na podłogę,
siedzieli Simpsonowie w uroczystym i pełnym uszanowania milczeniu. Za nimi stała Rebeka
z Emmą. Zdawało się, \e nikt nie ma ochoty do rozmowy. Chwila ta była na to zbyt uroczysta
i wstrząsająca. Czuło się, \e lampa uświetniała przyjęcie i samą obecnością dawała pełnię
zadowolenia.
- Szkoda, \e ojciec nie mo\e jej widzieć - odezwała się Klara.
- Gdyby ją zobaczył, zaraz chciałby zamienić - mruknęła Zuzia.
O oznaczonej godzinie Rebeka niechętnie oderwała się od czarującego widoku.
- Zgaszę lampę w chwili, gdy będę przypuszczała, \e jesteście w domu - rzekła Klara. - Ach,
jak\e się cieszę, \e mieszkacie tak blisko! Będziecie ją mogły widzieć z okien. Ciekawa
jestem, na jak długo wystarczy nafty.
- Nie musicie jej oszczędzać - rzekł "Huśtawka", wchodząc do pokoju. - Pan Tubbs przywiózł
z północnego Riverboro ogromną butlę. Mówił, \e ktoś przysłał pocztą.
Rebeka ścisnęła mocno ramię Emmy, a Emma odwzajemniła się równie gwałtownym
uściskiem.
- To był pan Aladyn! - szepnęła Rebeka, gdy zbiegały ście\ką ku furtce. "Huśtawka" szedł za
nimi i uprzejmie ofiarował się je odprowadzić, lecz Rebeka stanowczo odrzuciła jego
towarzystwo.
Po powrocie Rebeka wesoło wbiegła do stołowego pokoju. Siostry Burnham poszły ju\, a
obie ciotki siedziały z robotą szydełkową w ręku.
- To było boskie przyjęcie! - wykrzyknęła dziewczynka, zdejmując płaszcz i kapelusz.
- Lepiej zobacz, czy drzwi zamknęłaś na klucz - rzekła cierpko Miranda.
- To było boskie przyjęcie! - powtórzyła Rebeka, zbyt podniecona, aby ją łatwo było zgnębić.
- Ciotko Janino, ciotko Mirando! Gdybyście weszły do kuchni i popatrzyły przez okno,
mogłybyście zobaczyć salonową lampę, palącą się tak czerwono, jak gdyby dom Simpsonów
stał w ogniu.
- Prawdopodobnie skończy się na tym - zauwa\yła Miranda. - Nie mam cierpliwości do
waszych szaleństw!
Panna Janina poszła za Rebeką do kuchni. Słabe światełko nie wydało się jej zbyt
olśniewającym zjawiskiem, starała się jednak okazać nieco entuzjazmu.
- Rebeko, kto to sprzedał trzysta kawałków mydła panu Ladd w północnym Riverboro?
- Jakiemu panu? - wykrzyknęła Rebeka.
- Panu Ladd w północnym Riverboro.
- To jest prawdziwe jego nazwisko? - spytała Rebeka zdumiona. - Więc dobrze
przypuszczałam. - I zaśmiała się cichutko do siebie.
- Pytam się, kto sprzedawał mydło panu Adamowi Ladd - zaczęła na nowo panna Janina.
- Adam Ladd! A więc jest tak\e A. Ladd! Jak śmiesznie!
- Odpowiedz mi Rebeko!
- Przepraszam bardzo ciociu! Tak byłam zamyślona! Emma i ja sprzedałyśmy mydło panu
Ladd.
- Bardzo go dręczyłaś? Wmusiłaś w niego to mydło?
- Nie, skąd\e! Jak mogłam zmusić dorosłego mę\czyznę, aby kupił coś, czego nie potrzebuje?
Mydło strasznie mu było potrzebne na prezent dla ciotki.
- Mam nadzieję, \e Miranda tym razem nic nie powie. Wiesz jaka jest, Rebeko. Dlatego
bardzo cię proszę, nie zaczynaj nic nadzwyczajnego bez jej zezwolenia, bo twoje czyny są tak
dziwaczne.
- W tym nie mogło być nic złego - odpowiedziała Rebeka z przekonaniem. - Emma sprzedała
swoje kawałki własnym krewnym i wujowi Jeremiaszowi Cobb. Ja poszłam do nowych
domów blisko starego młyna, a potem do Laddów. Pan Ladd kupił od nas wszystko, cośmy
miały i kazał nam zachować tajemnicę, dopóki nie nadejdzie nagroda.
Włosy Rebeki lśniącą falą opadły na czoło. Oczy się iskrzyły, policzki płonęły. Mo\na było
przeczuć, \e nale\ała do tych dusz:
Przez naturę wysoko wzniesionych,@ przez niedolę zepchniętych zbyt nisko.@
- Całemu światu wydaje się, \e masz lampę płonącą w sobie - westchnęła panna Janina. - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript