Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dokładając sobie kaszy do miski.  Popatrz na niego  zwrócił się do Toroja,
171
jednocześnie machając łyżką w stronę Myszki.  Na oko miedziaka niewart, a to
najlepszy Wędrowiec, jaki urodził się w Lengorchii od wieku albo i dwóch.
To był dla Toroja dzień ciężkich przeżyć i wielkich niespodzianek. Gdy nade-
szła Jagoda, którą zawołał Zpiewak tylko za pomocą myśli, królewicz miał okazję
zapoznać się z jej wyjątkową, stworzoną przez kaprys magii urodą. Wysłuchał
skróconej historii dziewczyny ze Smoczego Archipelagu. Zadawał wiele pytań.
Niektóre wzbudzały pobłażliwą wesołość, ale na każde otrzymywał odpowiedz.
A że padały one zwykle bez namysłu, przypuszczał, że są szczere. W sumie do-
wiedział się w krótkim czasie więcej o magach i czarach niż przez całe dotych-
czasowe życie. Miał w głowie zamęt. Czuł, że musi sobie w spokoju poukładać
i rozważyć wszystko. Nagle ziewnął rozdzierająco, uświadamiając sobie, że wcale
nie spali z Myszką tej nocy. I właściwie. . .
 Która to może być godzina?  zapytał, nagle zaniepokojony. Po plecach
przebiegł mu tabun mrówek o zimnych nóżkach. Było więcej niż pewne, że od-
kryto jego nieobecność i w zamku musiało rozpętać się coś w rodzaju huraganu.
Nagłe zniknięcie bez śladu następcy tronu z pewnością postawiło na nogi całą
służbę. Trzeba było wracać jak najprędzej i, niestety, wysłuchać lawiny wymó-
wek od królowej matki. Dobrze przynajmniej, że ta wyprawa była tak owocna.
Myszka, zarażony pośpiechem Toroja, wbijał nogi w niedosuszone buty, ner-
wowo szukał rękawiczek. %7łegnał się z przyjaciółmi, obiecując niedługo zajrzeć
ponownie. Królewiczowi przeszło przez myśl, że to nawet zabawne  dzieliła
ich od stolicy ogromna odległość, a Wędrowiec planował wizytę w Ogorancie tak
samo, jak zamierza się odwiedziny u najbliższego sąsiada. Nocny Zpiewak zapo-
wiedział, że niedługo zakończą sprawy w Mieście Na Drzewach i będą gotowi,
by dołączyć do reszty Drugiego Kręgu. Stalowemu bardzo by się przydała pomoc
drugiego Stworzyciela.
* * *
Powrót był równie błyskawiczny, jak przybycie na ziemię Wiewiórek. Chwila
ciemności, głuchej ciszy, zawrót głowy, a potem okropny wstrząs  Toroj spadł
twardo na wyprostowane nogi. Z wysokości zaledwie dłoni, ale to wystarczyło,
by doznał wrażenia, jakby uda wbiły mu się do brzucha, a mózg podskoczył i obił
się o wierzch czaszki. Brrr!
Wylądowali pośrodku największego dziedzińca zamkowego. Przechodzący
właśnie w pobliżu jeden z gwardzistów królewskich stanął jak wryty. Oczy wy-
szły mu na wierzch w wyrazie najwyższego zaskoczenia. Toroj przyoblekł twarz
w wystudiowany wyraz obojętnej uprzejmości i zwrócił się do żołnierza spokoj-
nym tonem kogoś wracającego właśnie z krótkiej przechadzki.
 Proszę zawiadomić Jej Wysokość królową, że wróciłem i złożę jej wizytę
tuż po obiedzie.
172
Gwardzista odruchowo stanął na baczność, a królewicz minął go jakby nigdy
nic.
Im bliżej było do jego apartamentów, tym bardziej ciążyły Torojowi nogi.
Wręcz kleiły się do posadzki. Miał nieodparte wrażenie, z każdym krokiem zmie-
niające się coraz bardziej w pewność, że na pokojach czeka go nie tylko zatro-
skany Margor. Wyobraznia podsuwała mu kolejne postacie dramatu: zdenerwo-
waną królową matkę, guwernera, paskudną bonę królewny, która była czciciel-
ką dobrych manier i wyrocznią, jeśli chodzi o etykietę. . . może zjawi się także
ten okropny lord protektor, który  jako dalszy krewny władcy  miał wgląd
w wychowanie królewskich potomków. A może nawet sam król. . . och nie! Toroj
zastanawiał się, ile nakazów i zakazów złamał od poprzedniego wieczora, i do-
szedł do wniosku, że sam siebie obdarłby za to ze skóry. Kiedy razem z Myszką
natknęli się na magów zmierzających do łazni, dołączył do nich prawie bez wa-
hania, ze straceńczą odwagą druzgocąc ostatnie zasady, byle odwlec nadchodzący
sąd. Od zamierzchłych czasów żaden członek northlandzkiej rodziny królewskiej
nie zniżył się do kąpieli z pospólstwem we wspólnej myjni. Ale też żaden z przod-
ków obecnego królewicza nie zetknął się tak blisko z lengorchiańskimi magami.
Ich bezpośredniość była po prostu obezwładniająca. Zagarnęli go ze sobą wraz
z Myszką, nie robiąc żadnej różnicy między jednym a drugim. Miejsca było dość,
wody starczy dla wszystkich, a obaj podróżnicy byli przecież bardzo zmęczeni.
W łazni było gorąco jak w kotle. Powietrze przesycała para. Toroj zanurzył
się w niej jak w mleku. Wzrok sięgał na wyciągnięcie ramienia i ani krzty dalej.
Czyjeś ręce pomogły mu zdjąć ubranie, ktoś wziął go za ramię i prowadził przez
ścianę gęstej, gorącej mgły.
 To lengorchiańska łaznia  usłyszał i rozpoznał głos Winograda.
 Gorąco. Dlaczego tyle pary? Nie widzę wanny.
 Kąpiel na końcu  tuż obok ukazał się Gryf.  To całkiem co innego niż
te wasze smętne kadzie z wodą, która stygnie w parę minut. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript