Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

fantazja czy powieściowa fikcja. To coś znacznie więcej.
 Chyba tak  mówię na głos.
 Co ci powiedział ten& pijak?
Zastanawiam się, czy odkryć karty. Czy powinnam?
 Powiedział, że zależało ci na rozgłosie, a potem& przestało zależeć. I że był tego powód.
27.
Znów ląduję na placu Na Rozdrożu. Mój umysł wsiada do concorde w Nicei, Frankfurt, trzy
sekundy pózniej kołuje na Okęciu. Jedno mrugnięcie oka i siedzę naprzeciwko dziennikarza
trzymającego w dłoni szklaneczkę podwójnej chivas regal.
Bocheński poci się coraz bardziej, ociera serwetką czoło, dyszy ciężko. Wyobrażam sobie
przez chwilę siebie pod nim i robi mi się niedobrze.
Ten ohydny typ jest godny pożałowania, nie mam dla niego litości. Czy zatem powinnam
mu wierzyć?
 Musi pani zrozumieć, na czym polegał pomysł na biznes Kordy  mówi. Język mu się
plącze, ale wciąż rozumiem go dość dobrze.  Oskar Korda wchodził wszędzie tam, gdzie były
pieniądze, lecz jego głównym założeniem nie była pomoc w dostawach czy usługach, tylko
tworzenie& hm, atmosfery, relacji, pewnych sieci zależności. Proponował też uczestnikom
przetargów czy negocjacji swoje usługi  nieprzeszkadzania .
 Nieprzeszkadzania?
 No tak. Większość deali na szczycie polega na tym, że kilku grubych gości z cygarami
dogaduje się na zapleczu burdelu. Potem dymają dziwki i piją  uniósł szklankę z whisky i przepił 
chivas regal albo inną dobrą gorzałę. Potem ustalają procenty, kto, ile i dlaczego, a reszta jest już
prosta. Ich ludzie dopracowują szczegóły, dokumentacje, rozdzielają łapówki, zacierają ręce i
śmieją się z tych, którzy się wściekają, że zostali wydymani i pozbawieni szans udziału w
przedsięwzięciu. Na razie wszystko jasne?
Wydaje mi się, że specjalnie używa takiego języka, żeby wyczuć granicę, po której
przekroczeniu litość zmieniłaby się w całkowite obrzydzenie i mógłby nie dostać kolejnej
szklaneczki chivas. Nie wie, że ta granica już dawno została przekroczona.
Może więc mówić jak chce.
 Mówi pan o ustawionych przetargach?  upewniam się.
 Głównie dużych, rządowych zamówieniach  potwierdza.  One powinny wyglądać tak,
że państwo ogłasza uczciwy przetarg z dobrą dokumentacją, startują w nim najlepsi, z największym
doświadczeniem i referencjami, a wygrywa ten z najniższą ceną, najlepszą funkcjonalnością,
czasem realizacji. Na tym to powinno polegać.
 A nie polega?
 No właśnie pani tłumaczę. Wszystko idzie od dupy strony. Zamiast przetargu jest zwykła,
bezczelna ustawka, pod którą dostosowuje się prawo, procedury, przepisy. Decydenci sobie
ustalają, co i za ile, z jakimi łapówkami, a urzędnicy mają potem przygotować to tak, żeby
wszystko grało.
 I jaka w tym była rola Oskara Kordy?
 W tym żadna.  Bocheński wzrusza ramionami.  I na tym polega jego oryginalność. On
zamiast dołączać się do reszty sępów grabieżców, wchodził w temat już na etapie przetargu i
składał swoją ofertę kompletnie oderwaną od rzeczywistości i dokumentacji. Podczas gdy inni
odrzuceni tylko się wściekali, słali donosy, próbowali działać zakulisowo, żeby odwrócić karty,
Oskar Korda przyjmował reguły gry i udawał, że mu one odpowiadają. Pojawiał się z cynicznym
uśmiechem wymalowanym na gębie, a potem nic nierozumiejącym rywalom pokazywał kamienne
oblicze. Ono mówiło dość wyraznie: chcecie, żebym nie przeszkadzał, zapłaćcie. Albo raczej:
dogadajcie się ze mną. Słyszałem, że cała ta mafia najpierw była rozbawiona jego działaniami,
potem się trochę denerwowała, pózniej straszyła, a w końcu sama zaczęła się bać. Nie wiedzieli kim
jest, skąd pochodzi, w co gra, kto za nim stoi. Bali się, że jest może jakimś agentem, gangsterem,
szpiegiem, policjantem, a może& samym diabłem.
O tak, może jest samym diabłem.
 Oskar Korda potrafił wytwarzać wokół siebie aurę tajemniczości. Te samochody, styl,
ubiór, szyk. W to wszystko wpisałem się jeszcze ja ze swoim artykułem o człowieku, który żyje jak
playboy, śpi na kasie, pilotuje samoloty, bierze udział w rajdach, zwiedza pod wodą  Titanica ,
potrafi wszystko to co James Bond i lepiej z nim nie zadzierać. No i kupili to. Woleli przyjąć jego
blef niż iść na wojnę. Dostawiali krzesełko do stolika i zapraszali do rozgrywki. A wtedy on
wykładał swoje karty i mówił, jak ma być.
 Chciał łapówki za nieprzeszkadzanie? Czy tak?
 To też nie takie proste, choć ja oczywiście nie znam szczegółów. Mogę powtarzać tylko
plotki. Otóż dochodziły do mnie takie pogłoski, że Korda w zasadzie nigdy nie chciał prostej
działki, odpalenia części kontraktu. Bardziej chodziło mu o manipulację, badanie granic swoich
możliwości i podatności innych na wpływy. Prowadził iście diaboliczną rozgrywkę z gośćmi,
którzy mogli kupić go z całym majątkiem i dziećmi na sto pokoleń, zlecić podłożenie bomby pod
jego bentleyem, porwać i sprzedać kolumbijskiemu kartelowi. Zawsze chciał być krupierem i
decydować. Czasem chodziło tylko o doproszenie do stołu innego dostawcy, czasem o zmianę
władz instytucji zamawiającej, innym razem o poparcie dla jakiegoś posła czy odłamu partii
politycznej, to znów tylko chciał się przyglądać. Oczywiście gdzieś tam kryli się jego bezpośredni
klienci i zleceniodawcy, ale sztuką Oskara Kordy było to, że poprzez sieć różnych łańcuszków,
zależności, zleceń potrafił ukryć prawdę, ochronić swojego klienta, zagmatwać wszystko tak, że
nikt niczego nie rozumiał. Dlatego stał się bardzo popularny i lubiany. Zwiat biznesu go docenił i
pokochał. Mógł spijać śmietankę.
 Ale on chciał czegoś jeszcze, prawda?
 O, tak.  Bocheński śmieje się, kończąc chivas.  Jego ambicje sięgały znacznie dalej. Nie
chciał być tylko biznesmenem. Celował w politykę, może nawet w same jej szczyty. Po to właśnie
zaczął kampanię artykułów sponsorowanych. One były dla świata, a nie biznesu, który nie
potrzebował rozgłosu, bo  jak pewnie pani wie  tam działa stara dobra rosyjska maksyma: ciszej
chodzisz, dalej zajdziesz. Ale w świecie celebrytów, polityki, manipulacji medialnej jest dokładnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript