[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to konieczne. Gdy zbudujemy mur, wieś będzie w miarę bezpieczna. Zamek te\. Po co mamy mno\yć zabitych? - Rozumiem - mruknął Walter. - Chocia\... jeśli będziemy siedzieć z zało\onymi rękami, to nigdy nie dopadniemy Lachanna i Dughlasa. - To ju\ postanowione, Walterze - powiedział Bartholomew. - Do wiosny nic się nie zmieni. Mo\e potem będę miał inne plany. Teraz nie zacznę wojny ze Szkotami. - A co z Henrym? - spytał siwowłosy rycerz. - Te\ będziesz czekał do wiosny, \eby go wysłać do Bitterlee? - Być mo\e - przyznał Bart. - Chocia\ chłopak sza-lenie się niecierpliwi. - Wszystkim nam cię\ko się z nim rozstać, ale earl Bitterlee to porządny człowiek i na pewno nie skrzywdzi Henry'ego. Chyba niedawno się o\enił, prawda? - Prawda. - Ty te\ powinieneś wziąć to pod rozwagę, panie. Gwałtownie uniósł głowę. - Nie. O tym nie ma mowy. - Lady Marguerite świetnie nadaje się na \onę - nieustępował Walter. - Moja decyzja nie ma z nią nic wspólnego - burknął Bart. - Wolisz zatem traktować ją jak dziewkę? - kąśliwie zapytał Walter. Earl Norwyck zerwał się na równe nogi, przewracając krzesło. - Mamy na zamku nową ladacznicę? - drwił dalej stary rycerz. Bart mocno zacisnął zęby. Na jego czole wystąpiły grube \yły. - Nigdy więcej, starcze... - zaczął zduszonym głosem. - Nigdy więcej nie mów w ten sposób o lady Marguerite. - Przemawiał cicho, ale groznie. Stanął nad sir Walterem, jakby miał zamiar jednym pociągnięciem ręki zetrzeć go z powierzchni ziemi. Jednak po chwili przewa\ył szacunek dla starego wasala i powiernika. Walter nie cofnął się ani odrobinę. - A co o tym myśleć, milordzie? - spytał. - Słu\ba, a nawet twoi bracia zdą\yli zauwa\yć, \e sypiasz gdzie indziej. - To nie wasza sprawa! - huknął Bart. - Jak sobie \yczysz, milordzie - odparł Walter i skierował się w stronę drzwi. - Wybacz mi, \e wspomniałem o czymś, co ju\ dawno powinieneś wiedzieć. Wyszedł. Bartholomew przez dłu\szą chwilę stał jak skamieniały. Potem odwrócił się i ze złością kopnął krzesło. Nikt nie miał najmniejszego prawa krytykować jego postępowania z Marguerite. Nikt! Wziął do ręki list od pana na Bitterlee, popatrzył nań nie widzącym wzrokiem i rzucił z powrotem na biurko. Nie zamierzał się znowu \enić. Nie dbał o to, co myśli o tym Walter i reszta mieszkańców zamku. Ju\ na początku postanowił, \e bez względu na okoliczności Marguerite nigdy nie będzie jego \oną. Mairi z rozpaczą w oczach obróciła się na pięcie i uciekła w głąb korytarza. Właśnie uniosła rękę, by za-pukać, kiedy usłyszała głosy dochodzące z gabinetu Barta. Nie miała najmniejszego zamiaru podsłuchiwać rozmowy Barta z sir Walterem. Do jej uszu dobiegły tylko dwa, trzy zdania - ale to wystarczyło. Była nową ladacznicą w Norwyck. Serce podeszło jej do gardła. Zarzuciła szal na ramio-na i wybiegła z zamku. Nawet nie patrzyła, dokąd idzie. Nie czuła chłodu, chocia\ na dworze było przerazliwie zimno. Jak otępiała przeszła przez pusty ogród, a\ dotarła do starej altany, w której Bartholomew omal jej nie uwiódł ju\ za pierwszym razem. Przez chwilę szamotała się ze skoblem. W końcu odsunęła go, pchnęła drzwi na oście\ i z płaczem wbiegła do środka. Głupia jesteś! - pomyślała ze złością. Sir Walter miał w gruncie rzeczy rację. Przecie\ sama zaakceptowała taki stan i wszyscy w Norwyck o tym wiedzieli. Mimo to nie mogła się uspokoić. Nie pamiętała ju\, dlaczego chciała się widzieć z Bartem. Z rozpaczą szukała wyjścia z sytuacji - i nie widziała przed sobą \adnego. Gdyby wróciła do twierdzy Braemar, wkrótce musiałaby poślubić Carmaga MacEwena. Gdyby wyznała, \e jest córką Armstronga, Bart mógłby ją zatrzymać jako zakładniczkę i wymienić na przykład na Dughlasa. Na pewno w głębi serca chciał zemsty za krzywdy, które uczynili Norwyck. Ale to oznaczało wojnę. Krwawą wojnę, o wiele gorszą ni\ dotychczasowe potyczki na granicy. Jeśli Lachann Armstrong połączy swoje siły z Carmagiem MacEwenem, to zginie wielu ludzi, uznała z rozpaczą. A ona nawet nie mogła ostrzec Barta, nie ujawniając przy tym swojej to\samości. Nie pozostawało jej zatem nic innego, ni\ dalej po-kornie grać rolę ladacznicy. Kochanki earla Holtona. Słowa sir Waltera piekły ją niczym siarczysty policzek. Bart nawet nie zaprzeczył. To bolało jeszcze bardziej. Kiedy ju\ zabrakło łez, otarła oczy rąbkiem szala i postanowiła wrócić na zamek. Wyszła z altany i w tej samej chwili zobaczyła idącą ście\ką Eleanor. Towarzyszył jej Bartholomew. Było za pózno, \eby się cofnąć. Dziewczynka od razu ją spostrzegła. - Lady Marguerite! - zawołała z radością i puściła się pędem w jej stronę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|