Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na nią, a czarne oczy błyszczały ze złości.
- Ty wariatko! - usłyszała znajomy głos, dobiegający spod fałdów białej chusty.
- Szkoda, że nie zostawiłem cię na pastwę tego przybłędy. Może zrozumiałabyś
nareszcie, czym się kończy lekceważenie rozkazów.
- Philippe? - wykrztusiła Gretchen. Omal nie zemdlała w jego ramionach.
Zerwał chustę, ukazując wykrzywioną gniewem twarz.
- Ty krnąbrna, głupia kobieto! - pieklił się nadal. - Skąd ci przyszło do głowy, że
potrzebuję opieki? Achmed! - krzyknął i dodał kilka słów po arabsku.
Pomachał ręką, wskazując kierunek, gdzie w oddali leżał ich obóz. Cały oddział
zawrócił, ruszając w drogę powrotną.
- Skąd ten pośpiech? - spytała zdziwiona, oddając mu nóż myśliwski, który
wsunął za pas obok ceremonialnego sztyletu.
- Podałem współrzędne obozowiska naszej eskadrze bombowców - mruknął
opryskliwie. - Zaraz tu będą. Gdzie Brauer?
- Wyjechał na krótko przed waszym atakiem - odparła, zachwycona
wojownikiem, który krył się pod maską wytrawnego dyplomaty w markowym garnitu-
rze. - Nie widziałam dotąd jezdzca, który mógłby się z tobą równać.
- Umiałem jezdzić konno i strzelać na długo przedtem, zanim nauczyłem się
angielskiego - odparł, gdy nieco ochłonął z gniewu. - Leila powiedziała, że po-
stanowiłaś mnie pilnować. Jakie to uprzejme z twojej strony - dodał lodowatym
tonem. - Za kogo ty mnie bierzesz?
- Skąd miałam wiedzieć! - żachnęła się zarumieniona. - Zawsze paradowałeś w
garniturze, więc uznałam cię z mieszczucha, który nie przetrwa bez pomocy w obcym
środowisku. Na dodatek twój ojciec powiedział, że trzeba cię chronić, więc jak miałam
rozumieć jego słowa? Obawiałam się, że zwiejesz ochroniarzom i sam rzucisz się w wir
walk, więc postanowiłam mieć na ciebie oko. Pamiętaj, że niezle strzelam.
- Nie zauważyłaś, że mam doborowy oddział weteranów pustynnych wojen? -
spytał zapalczywie. - Więcej ci powiem: sam ich szkoliłem. Należę do grona
nielicznych przywódców państwowych, którym pozwolono odbyć służbę wojskową w
doborowych jednostkach komandosów armii Stanów Zjednoczonych. Udało mi się
zjednoczyć wszystkie plemiona zamieszkujące terytorium Qawi, które po ataku
Brauera rozpierzchły się po pustyni. Zwołałem wojowników i sam przygotowałem
kontratak. A ty myślałaś, że trzeba mnie chronić?
- No dobra, wygłupiłam się. Musisz mi to bez przerwy wytykać? Dlaczego się
tak pieklisz?
Philippe westchnął spazmatycznie i znowu popędził konia.
- Gdybym spóznił się pięć minut, ten zasrany rudzielec wziąłby cię jak swoją.
- Prawie mu uciekłam - odparła z godnością, starając się utrzymać na grzbiecie
wierzchowca pędzącego z wiatrem w zawody. - Dostał takiego kopniaka, że poleciał na
ścianę. Dzięki temu udało mi się zwiać.
Philippe nie dał się zmiękczyć. Minę wciąż miał ponurą i prawie drżał ze złości,
lęku i... żądzy, co go szczerze dziwiło. Ledwie przytulił Gretchen, ogarnęła go dziwna
błogość. Od lat nie czuł w sobie podobnej mocy, pewnie z powodu napięcia,
wywołanego ogromnym niebezpieczeństwem i nagłą ulgą. Mniejsza o przyczyny.
Pragnął Gretchen i tyle.
- Jak cię złapali? - spytał, obejmując ją mocniej.
- Próbowałam cię dogonić, ale koń się potknął i zrzucił mnie, Bóg raczy
wiedzieć dlaczego - mruknęła. - W tym samym momencie pojawili się tamci.
Brauer kazał swojemu kumplowi obedrzeć mnie żywcem ze skóry. Planowali,
że to, co ze mnie zostanie, porzucą na pustyni, a po kilku dniach odezwą cię do ciebie i
wskażą to miejsce. Początkowo uważali mnie za Brianne Hutton - dodała śmiało.
Philippe westchnął głęboko, gdy uświadomił sobie, jak straszliwego losu cudem
uniknęła. Po raz pierwszy w życiu tak bardzo się bał. Po chwili uświadomił sobie, o
czym mowa i przytulił ją znowu.
- A zatem już wiedzą, że Brianne przylatuje do Qawi.
- Tak. Brauer świetnie się orientuje w twoich sprawach. Szef straży pałacowej
to jego szpieg, pomocnik kucharza również. - Widząc zdumienie na jego twarzy,
wyjaśniła ponuro: - Ten chełpliwy skurwiel był przekonany, że wkrótce umrę i nie
zdołam nikomu przekazać tych wiadomości. Twój stryj też jest z nim w zmowie.
- I gorzko tego pożałuje - odparł z groznym błyskiem w oku. Potem obrzucił ją
zachłannym spojrzeniem. - A ty zostaniesz przykładnie ukarana za cierpienia, których
mi przysporzyłaś. Przecież on mógł cię zabić, nim zaatakowałem obóz!
- Rozważał taką możliwość - niechętnie odparła przyciszonym głosem i z
ociąganiem dotknęła obolałego policzka.
- Uderzył cię? - spytał zduszonym głosem. Na widok sporego siniaka ogarnął go
straszliwy gniew. - Uderzył cię?
- Tak, ale mu oddałam - stwierdziła rzeczowo. - Mark nauczył mnie podstaw
boksu. Zapewniam cię, że twarz Brauera wygląda gorzej niż moja. Przyłożyłam
draniowi z całej siły!
- Gretchen! - Kołysał ją w ramionach. Wtulił twarz w potargane włosy, które
przylgnęły do jej szyi. - Ty szalona, dzielna, nieprzewidywalna idiotko! - jęknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript