Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wrażenie, jakby mi się przyglądały. Zatrzymaliśmy się przy czarze z zielonym ogniem, który płonął
nie dając ciepła, tak jak ten. Kapłan kazał mi zajrzeć weń i włożyć w niego dłoń. Nie wiem czemu,
ale zrobiłem to. Wyjawił mi parę sekretów waszej sekty oraz to, że urodziłem się w określonym
miejscu pod określonym układem gwiazd i innych potęg, i dlatego moim przeznaczeniem jest odegrać
wielką rolę w dziejach świata.
 Nie pociągał cię taki los? Czy kapłan nie ukazał ci, jakie rozkosze może dać ci twoje
przeznaczenie?
 Och, uczynił to.  Taharka zaśmiał się gorzko.  Ukazał mi, jak triumfalnie wjeżdżam do
podbitych miast, jak własnoręcznie ścinam pokonanych królów. Ujrzałem się wśród nieopisanych
luksusów. Korzyli się przede mną szlachcice, tysiące najpiękniejszych niewolnic było gotowych
oddać się mi na skinienie dłoni. Cały świat leżał mi u stóp, istniał tylko dla mojej rozrywki.
 Prawda, prawda  stwierdził kapłan.  Nadeszły czasy, gdy mocarni śmiałkowie, jeśli tylko
okażą się dostatecznie dzielni, będą mogli skrwawionymi dłońmi wstrząsać tronami świata.
Niektórzy z nich, jeśli będą wystarczająco nieugięci, pozakładają imperia. Jest paru, zaledwie
garstka, którzy dzięki wyjątkowemu brakowi skrupułów w pogoni za władzą absolutną mają szansę
zdobycia panowania nad całym światem! Czy kapłan nie ujawnił
ci tego wszystkiego?
 Owszem  syknął Taharka.  Pokazał mi też, co czeka mnie u kresu panowania. Pokazał mi
potwornego boga, którego wasza sekta przywoła z krwi ludzi wymordowanych przeze mnie po
drodze do władzy. Oznajmił mi, że ów bóg pożre moją duszę, że zlawszy się ze mną ta ohydna
hybryda będzie rządzić przez dziesięć tysięcy albo więcej lat!  Taharka odchylił się z kamienną
twarzą.  Nie, dziękuję, kapłanie, ale wolę być zwykłym bandytą, żyć w spokoju z dnia na dzień i
cieszyć się prostymi przyjemnościami. Miło byłoby władać imperium, ale cena jest zbyt wysoka.
 Pokazano ci za dużo  stwierdził kapłan.  To nigdy nie przynosi pożytku. Trudno, znajdą się
inni. Mieliśmy nadzieję, że możemy liczyć na ciebie, ponieważ jesteś zdolny do większego zła niż
którykolwiek inny kandydat. Powtarzam jednak: nie jesteś jedyny!
Słowa kapłana nie sprawiły Taharce wiele zadowolenia, lecz zaczął liczyć na to, że wkrótce
pozbędzie się intruza.
 Powiedz mi jedno, skoro wiesz tak wiele: kim jest ten Cymmerianin, który stara się zostać moim
cieniem?
 Cymmerianin?  rzekł człowiek w czarnej szacie.  Nie wiem nic o żadnym Cymmerianinie.
Rozległ się potężny szum. Zielone płomienie wzniosły się aż pod sklepienie jaskini. Taharka oślepł
na chwilę. Uniósł ramiona, jak gdyby broniąc się przed palącym ogniem. Kiedy ponownie otworzył
oczy, zostały mu tylko plamy przed oczami.
 Kapłanie!  zawołał.
Odpowiedzi nie było. Wyciągnął przed siebie ręce i dotknął przeciwległej ściany pieczary. Klnąc
soczyście, wrócił do jej najszerszej części. Po pewnym czasie migoczące mu przed oczami ogniki
zbladły, ujrzał na nowo światło oliwnych lampek i pochodni. Wyciągnął jedną z nich z prymitywnej
obejmy z wypalonej gliny, a potem prawie godzinę przeszukiwał głębszą część pieczary.
Nie znalazł ani śladu po odnodze, w której rozmawiał z czarownikiem. Tej nocy spał zle. Jego życie
zanadto się skomplikowało.
W południe następnego dnia Conan zwątpił, czy rozsądnie zrobił, zabierając ze sobą ochotników.
Chociaż obdarzeni licznymi talentami, akrobaci nie byli jednak dobrymi jezdzcami. Zdeterminowani i
uparci, szybko odparzyli sobie pachwiny od siodeł i tak często spadali z koni, że tylko cyrkowe
talenty chroniły ich przez skręceniem karku lub połamaniem kości.
 Może powinniśmy ich zostawić?  spytała Kalia, jadąc u boku Conana.
 W ten sposób tracimy tylko czas.
Conan miał ochotę przyznać jej rację.
 Wiem, że chcą odzyskać swoje kobiety  powiedział.  Chciałbym, żeby jechali z nami,
zwłaszcza Vulpio, obawiam się jednak& Co to? 
wyciągnąwszy dłoń, wskazał obłok kurzu na horyzoncie.  Jezdzcy! Może to bandyci kierują się w
tę stronę?
Kalia spojrzała we wskazanym kierunku.
 Nie powinni jechać stamtąd, chyba że zatoczyli wielkie koło. Co robimy?
 Zaczekamy tutaj  odparł Conan.  Damy trochę odpocząć koniom.
Kiedy będziemy wiedzieli, kto to taki, zdecydujemy czy uciekać, czy zostać.
Cyrkowcy dołączyli do nich. Czekali wspólnie, gotowi w każdej chwili do ucieczki. Okazało się, że
podąża w ich stronę wielki oddział jezdzców.
Uspokoili się nieco, widząc powiewające nad nim sztandary. Gdy konni zbliżyli się do grupki
Conana, ich dowódca uniósł rękę. Oddział zwolnił i zatrzymał się w karny sposób. Kilku oficerów
wyjechało do przodu.
 Jesteśmy Orlim Szwadronem wojsk króla Ophiru  powiedział wojak w najwspanialszej zbroi.
 Szukamy wielkiej bandy grabieżców, grasującej w tej prowincji. Rabują i porywają tutejszych
ludzi. Widzieliście ich?
Conan powstrzymał się od pytania, którego pretendenta do tronu
reprezentuje to wojsko.
 Właśnie ich tropimy  powiedział.  Napadli na karawanę, z którą wędrowaliśmy, i wzięli do
niewoli parę naszych kobiet. Jeśli chcecie, mogę was poprowadzić.
Oficer wyglądał na zaskoczonego.
 Potrafisz posuwać się ich śladem po tych bezdrożach?
 Bez trudności  zapewnił go Conan. Był zdziwiony, że wychowani w tym kraju ludzie nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript