Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nocnym niebem, rozbili biwaki familianci Zwiętego Officium. Zbrojne straże stanęły przy murach.
Nikomu nie wolno było klasztoru opuszczać i wstęp na jego teren też został surowo zabroniony, z
tej zaś części starożytnego budynku, w której zamieszkał padre Torquemada, pośpiesznie
wyprowadzili się braciszkowie i cele ich zajęli wyżsi rangą familianci. Miejskim dostojnikom oraz
specjalnym wysłannikom Dworu, którzy jeszcze nocną porą poczęli przybywać do Santa Maria la
Antigua, wyjaśniano przy klasztornej bramie, że Wielki Inkwizytor spędza czas na zamkniętych
rekolekcjach i zarówno dzisiaj, jak jutro nikogo przyjąć nie może. Istotnie, czcigodny ojciec przez
parę dni nie opuszczał celi, a jedynymi osobami, które miały do niego dostęp, byli fray Diego oraz
młody don Rodrigo de Castro, w tym właśnie czasie i w okolicznościach szczególnie
dramatycznych mianowany kapitanem domowników Wielkiego Inkwizytora.
Fray Diego nie kładł się tej pierwszej nocy. Z gorliwością nowicjusza, a także ze sprzecznymi
uczuciami człowieka osiągającego wyższy stopień wtajemniczenia przekazywał zlecone sobie
zarządzenia, osobiście dopilnowując, czy są dokładnie wykonywane, i jakkolwiek zmęczony był
śmiertelnie senność oraz znużenie odeszły go całkowicie, kiedy w trakcie sprawowania tych
odpowiedzialnych czynności nagle się zorientował, iż wszyscy dokoła, począwszy od sędziwego
przeora klasztoru, odnoszą się do niego z jak największym szacunkiem, a również i z odcieniem
lęku. Zrozumiał wówczas, że w tę noc, wolno zdążającą ku świtowi, stawał się wbrew wszelkim o
sobie wyobrażeniom żywym uosobieniem woli najpotężniejszego człowieka Królestwa. Było to dla
niego przeżycie nowe i oszałamiające. Czuł własne ciało, słyszał swój głos, dostrzegał swoje ruchy,
lecz w pewnych chwilach, gdy obchodząc straże przystawał w ciemnościach pod niebem ogromnym
i nieruchomym wśród chłodnych gwiazd, zacierała się w nim naraz świadomość samego siebie i
wówczas poczynało go wypełniać przejmujące aż do bólu uczucie, iż skupia w swym sercu odblask
siły przerastającej go wprawdzie, lecz godnej bezgranicznego umiłowania i poświęceń.
Niósł właśnie w sobie ze skupieniem to wzniosłe olśnienie, gdy pośród pustego mroku małego
dziedzińca wewnątrz klasztoru natknął się na kapitana domowników Zwiętego Officium, pana don
Carlosa de Sigura. Noc jeszcze była i cisza. Spod niskich krużganków dobiegały kroki
wartowników.
- Czemu nie śpicie, panie? - spytał z akcentem łagodnego wyrzutu. - Zwitać będzie niebawem.
Wystarczy, że ja czuwam.
Pan de Sigura milczał. Był chudy i kościsty, o ciemnej twarzy pooranej twardymi bruzdami.
Sława wojennych czynów oraz chrześcijańskich cnót opromieniała od wielu lat imię tego człowieka.
- Powinniście wypocząć, panie - powiedział fray Diego.
- O ile się mogłem przekonać, wykonaliście bardzo dokładnie wszystkie polecenia czcigodnego
ojca. Możecie spokojnie spać. Każę was budzić, gdyby zaszła potrzeba. Stary rycerz, wciąż milcząc,
przyglądał się chwilę bratu Diego, po czym odwrócił się i wolno, cokolwiek pochylony w
ramionach, odszedł w głąb dziedzińca.
Wczesnym rankiem, prawie o świcie, fray Diego odebrał z rąk klasztornego służki posiłek
przeznaczony dla czcigodnego ojca i osobiście zaniósł go do celi.
Padre Torquemada leżał na wąskim łożu w głębi celi. Nie spał, oczy miał otwarte. Fray Diego
postawił na stole cynowy talerz z chlebem i serem, obok kubek oraz dwa dzbany, jeden z wodą,
drugi napełniony winem.
- Przyniosłem wam posiłek, czcigodny ojcze - powiedział półgłosem.
Po czym, sądząc, że czcigodny ojciec pragnie zostać sam, chciał się wycofać po cichu z celi.
Wtedy tamten powiedział:
- Zostań!
Fray Diego pochylił głowę.
- Tak, ojcze.
- Przybliż się. Uczynił to.
- Co mówią?
- Kto, ojcze?
- Ludzie.
- Przyjeżdżał marszałek dworu Ich Królewskich Mości&
24
Torquemada niecierpliwie poruszył ręką.
- Nie o to pytam. Co ludzie mówią? Moi domownicy, bracia.
- Wykonują twoje rozkazy, ojcze.
Torquemada podniósł się i oparł na łokciu. Twarz miał bardzo zmęczoną, szarą, jak po nie
przespanej nocy, lecz w spojrzeniu jego ciemnych, głęboko osadzonych oczu czuwało napięte
skupienie.
- Tylko tyle?
- Ojcze wielebny - powiedział fray Diego odnajdując jasność swego młodzieńczego głosu -
osobiście sprawdzałem, aby wszystkie twoje rozkazy zostały wykonane. Starałem się być wszędzie.
- Nikt z moich domowników, żaden z tutejszych braci nie wypowiadał niewłaściwych uwag?
- Ojcze czcigodny, stale przebywałem nie opodal czuwających, często nawet przez nich nie
zauważony, nie słyszałem jednak, aby z czyichkolwiek ust padły słowa niegodne chrześcijanina.
- Buntownicze zamysły - powiedział Torquemada w taki sposób, jakby pomyślał na głos - nie
zawsze potrzebują słów.
Fray Diego zawahał się, po czym śmiało spojrzał Wielkiemu Inkwizytorowi w oczy.
- Widzę, że masz mi coś więcej do zakomunikowania - rzekł Torquemada.
- Tak, ojcze.
- Mów zatem.
- Wybacz, ojcze, może się mylę. Istotnie, nie słyszałem słów zasługujących na potępienie,
przemilczałbym jednak zbyt wiele, gdybym nie wyznał, iż według mego rozeznania istnieje,
niestety, w twoim otoczeniu człowiek, który budzi we mnie niepokój.
Torquemada milczał, lecz fray Diego bez zmieszania wytrzymał jego spojrzenie.
- Czy wiesz, mój synu - powiedział wreszcie czcigodny ojciec - iż czujność wymaga, aby każde
oskarżenie zostało sprawdzone?
- Wiem, ojcze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript