Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

usłyszał ryk i odgłos strzałów. Doszedł do wniosku, że dzieje się coś złego.
Podszedł do panelu serwisowego, dotknął ideogramu  komunikaty ogólne".
- To Chang z biblioteki - powiedział. - Na górze toczy się jakaś walka.
Potem poszedł po swoje pistolety.
Roman usłyszał głos Pietra i przeraził się. Wiedział, że musi działać szybko, stłumił, więc
przerażenie, odwrócił się do drzwi prowadzących na korytarz, otworzył je gwałtownie i wycelował
z pistoletu. Miał przed sobą ponad dwumetrową rudą lalkę z czarodziejską różdżką w dłoni i
radosnym, lekko figlarnym uśmiechem przylepionym do twarzy; lalka wykonywała skok z
podniesioną stopą.
Roman usunął się na bok. Lalka oczekiwała na swej drodze drzwi - teraz straciła
równowagę i machając rękami, upadła na podłogę w salonie. Pietro wpatrywał się w zjawę. Roman
wystrzelił z ogłuszacza  na lalce i Piętrze pojawiły się wzorce energetyczne, plujące jasnymi
barwami. Wiedział, że kombinezon Pietra zabezpiecza przed takimi atakami; widocznie
kombinezon lalki potrafił to samo. Do diabła! Roman zatrzasnął drzwi i rozejrzał się za jakimś
przedmiotem, którym mógłby uderzyć lalkę.
Skoczyła na nogi, na ślepo poruszając się w nieoświetlonym pokoju. Nie mogła zobaczyć
swych przeciwników w maskujących kombinezonach. Jej uśmiech olśniewał.
- Przygotujcie się na śmierć, ludzkie męty! - ryknęła. Na ślepo wystrzeliła z pistoletu. Kule
roztrzaskały meble.
- Ronnie Romper? - spytał Pietro.
Maijstral umieścił Amalię Jensen w uprzęży antygrawitacyjnej, na szyję włożył jej obwód
zbliżeniowy. Nagle serce mu skoczyło, gdy usłyszał wycie Khotvinna i odgłosy bijatyki.
- Tędy - powiedział i jak strzała ruszył do okna.
Stojący na ganku baron Sinn, zdziwiony harmiderem spojrzał w górę, wyciągnął pistolet i
pognał do schodów, które na zewnątrz budynku łączyły frontowy ganek z balkonem na piętrze.
W biegu baron włączał swe osłony. Dostrzegł przepiłowane deski w oknie pokoju Amalii
Jensen, a potem zobaczył, jak zmienia się widok okna, gdy Maijstral przenika przez nie w ciemnym
kombinezonie. Sinn strzelił, jego rozpylacz odłupał płonące kawałki muru.
Maijstral instynktownie odwrócił się i z powrotem wleciał do wnętrza pokoju. Co za idiota
ze mnie, przeklinał się w duchu, mógłbym przecież bez problemu zniknąć. Wyciągnął własny
rozpylacz i kilkakrotnie strzelił w okno, by dać baronowi do zrozumienia, żeby tu nie wchodził.
Amalia Jensen unosiła się pośrodku pokoju. Była zaskoczona. Jasne, że bez odpowiedniej
ochrony nie może wyjść przez okno.
- Przepraszam - powiedział Maijstral. Otworzył drzwi. - Tędy, proszę.
Gdy zaczęła się walka, Gregor podziwiał właśnie - i w myślach wyceniał - wazon Basila,
stojący na osiemsetletniej, ręcznie rzezbionej komodzie z couscouskiego marmuru. Dlatego z
opóznieniem otworzył drzwi i wetknął nos oraz pistolet w korytarz; wtedy zobaczył zatrzaskujące
się drzwi do południowo-wschodniego salonu recepcyjnego. W korytarzu nic nie było. Wtedy
rozpylacz barona Sinna zaczął odłupywać kawałki muru ze ściany z tyłu za Gregorem. Gregor
doszedł do wniosku, że jego Ogłuszacz niezbyt pasuje do sytuacji, odłożył go i wyciągnął swój
dysruptor.
Otworzyły się drzwi do pokoju Amalii Jensen.
- Tędy, proszę. - To głos Maijstrala. Nieznana Gregorowi kobieta wyleciała w uprzęży
antygrawitacyjnej, za nią Maijstral ostrzeliwując się z tyłu.
- Co się dzieje, szefie? - spytał Gregor.
Maijstral omal nie wyskoczył ze skóry.
Sierżant Tvi samotnie jadła kolację w kuchni dla służby, gdy Chang zawiadomił ją przez
interkom o bójce na piętrze.
Tvi na ratunek! - pomyślała radośnie. Serce jej rosło, gdy wyobraziła sobie, jak przy
dzwiękach dramatycznej muzyki rzuca się w wir walki i w ostatniej chwili ratuje Cesarstwo.
Włączyła kombinezon, wyjęła pistolet i błyskawicznie wbiegła po schodach.
Dzika radość napełniła hrabinę Anastazję, która usłyszała komunikat Changa. Podeszła do
panelu serwisowego i przycisnęła ideogram  komunikaty ogólne".
- Zabij ich! - wrzasnęła i już ruszała po strzelby sportowe, znajdujące się w jej prywatnym
gabinecie. Przyszło jej jednak coś do głowy, więc znów nacisnęła ideogram na panelu.
- Bądz teraz stanowczy - dodała. Stanowczo.
Działania hrabiny mogą stanowić interesujący komentarz do natury ludzkiej. Czasami
wydaje się dziwne, jak w chwilach stresu decydującą rolę odgrywa trening. Hrabina mogła przecież
polecić domowi, by zrobił to za nią, ale zgodnie z Wysokim Obyczajem to po prostu nie przystało,
nikt się nie odwracał i nie krzyczał na obiekty nieożywione, zwłaszcza w obecności innych istot
rozumnych. Wdzięcznie podejść do najbliższego panelu serwisowego, by cicho wydać polecenie -
to właściwe postępowanie we wszystkich sytuacjach, poza być może skrajnymi.
Hrabina Anastazja, nawet zagrzewając przyjaciół do walki, pozostawała panią. Nawet, gdy
uznała, że osobiście musi się zaangażować w rzez, miało się pewność, że w jakimś stopniu
pozostanie ona ponad to i zrobi wszystko, by krew za bardzo nie spryskała jej sukni.
Szlachectwo nie jest wrodzone - wymaga długiej nauki. Ale gdy ktoś się go nauczy, trudno
się oduczyć - pozostaje silne jak instynkt. Dlatego trening triumfuje nad sytuacją.
Licencjonowany Włamywacz to inny przykład. Kradnie  no i dobrze. Ale robi to stylowo, z
wdziękiem, i ludzie mu wybaczają. Czasem nawet przytrzymają drzwi, gdy z łupem wychodzi w
noc. Wytrenowana uprzejmość przetrzyma najbardziej zadziwiające i prowokacyjne postępki, w
tym kradzież.
Można jedynie mieć nadzieję, że złodziej i ofiara przestrzegają tych samych zasad.
W pokoju zakładniczki wszystko zajęło się ogniem. Otworzyły się drzwi szafy, i prosty
robot, który miał tylko pilnować, czy ubrania są starannie powieszone, wyciągnął długie
mechaniczne ramię i zaczął rozpylać środek gaśniczy.
- Ronnie Romper? - spytał Pietro. Natychmiast zakrył usta dłonią, gdy olbrzymi rudy duch
odwrócił się w stronę głosu i podniósł magiczną różdżkę. Pietro doszedł do wniosku, że różdżka nie
przeniesie go na Magiczną Planetę Przygody, gdzie miła ciocia June i zrzędliwy, lecz dobroduszny,
wuj Amos udzielą swych mądrych rad między walkami z prehistorycznymi zwierzętami albo
zdegenerowanymi kosmitami; różdżka najprawdopodobniej rozwali go na pół. Krzyknął i śmignął
za kanapę, a miecz już z gwizdem siekł poduszki.
Roman stał za Khotvinnem, podniósł metalowe krzesło i walnął Ronniego Rompera
dokładnie w ciemię. Ronnie zawył i obrócił się, a jego magiczna różdżka rozsiewała bajeczny pył
iskrzącym się łukiem. Kobiecy głos w interkomie obiecywał śmierć i stanowczość. Ronnie znów się
okręcił - Roman uniósł krzesło, by go powstrzymać. Miecz ciął przez krzesło i utknął w nim, drżąc.
Roman obrócił krzesło, wyrwał miecz z dłoni Ronniego Rompera, cisnął go w kąt. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript