Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

idealnie dopasowany. Pozostające Wąskie szczeliny zostały wyrównane zaprawą murarską.
Niech włócznia spoczywa w nim do końca świata.
Lub dopóki nie stanie się znów potrzebna.
ROZDZIAA 152
Zaczęły bić dzwony katedry.
Gdy wyszedłem z krypty, przybiegła do mnie podniecona Emilie.
- Mamy gości, Hugues. Przybył arcybiskup Velloux. Jest przed bramą.
- Velloux... ? - Nazwisko nic mi nie mówiło.
- Z Paryża.
Paryż! Nie wiedziałem, czy to dobra wiadomość, czy zła.
Kościół nas wyklął. Gdyby utrzymał ekskomunikę, wszystko, o co walczyłem,
zostałoby bezpowrotnie stracone. Niezależnie od tego, co przyrzekła naprawić Anne, bez
protekcji Kościoła byliśmy wyrzutkami.
Pokuśtykałem na dziedziniec. Stali tam już Anne i biskup Barthelmy. Z różnych stron
schodzili się moi ludzie: Odo, Georges, Alphonse, ojciec Leo... Ustawili się w krąg wokół
dziedzińca.
Arcybiskup Paryża! Zanosiło się na coś upokarzającego.
Kiedy krata powędrowała w górę, na dziedziniec wjechała dwójkami kolumna
konnych w karmazynowych pelerynach na zbrojach. Za nimi, ciągnięty przez sześć silnych
rumaków, bogato zdobiony powóz, na którego drzwiczkach widniał krzyż Rzymu, insygnium
Stolicy Apostolskiej. Serce omal nie wyskoczyło mi z piersi. Emilie uścisnęła moją dłoń. -
Mam dobre przeczucie - szepnęła.
Jakże chciałem podzielać jej optymizm!
Dowódca straży arcybiskupa zeskoczył z konia i przystawił do powozu stołek. Po
otwarciu drzwiczek najpierw wysiedli dwaj duchowni w szkarłatnych piuskach, a chwilę po
nich arcybiskup, odziany w karmazynową szatę i z wielkim złotym krzyżem na szyi. Miał
około sześćdziesięciu lat i mocno przerzedzone siwe włosy.
- Wasza eminencjo... - zaczął biskup Barthelmy. On i jego księża przyklękli na jedno
kolano. Z wolna wszyscy zrobili to samo. - To dla nas wielki zaszczyt. Mam nadzieję, że
podróż nie była wyczerpująca.
- Nie byłaby wyczerpująca - odparł szorstko arcybiskup - gdy nie to, że przedtem, za
twoją namową, udaliśmy się do Treille, spodziewając się znalezć tam  heretyków i złodziei ,
a tymczasem zastaliśmy spokój i porządek. Natomiast, o dziwo, nie było tam księcia.
Powiedziano mi, że była bitwa.
- Była, wasza eminencjo.
- Cóż, jesteś nie do zdarcia, Barthelmy - zauważył arcybiskup. - Widzę, że kościół
nadal funkcjonuje. Powiedz mi, gdzie są te budzące postrach zagubione dusze.
- Są tu - odparł biskup, wskazując moich ludzi. - I tu. - Wskazał palcem na mnie.
Arcybiskup przyjrzał się nam uważnie.
- Jak na odszczepieńców i heretyków ci ludzie wyglądają nad wyraz poczciwie.
Biskup zbladł. Wokół placu dały się słyszeć chichoty.
- Książę myślał...
- Książę myślał - przerwał mu Velloux - tak samo jak i ty, iż można wykorzystać
autorytet Kościoła do załatwienia osobistych interesów.
Obręcz na piersi, którą czułem od chwili przyjazdu arcybiskupa, trochę się rozluzniła.
- Wasza eminencjo. - Anne uklękła przed arcybiskupem. - Twoja obecność jest dla nas
zaszczytem, jednak są sprawy należące do ustawodawstwa świeckiego, które należy załatwić.
- Od tego ja tu jestem, moja droga - zabrzmiał czyjś głos.
Z powozu wynurzyła się dostojna postać, odziana w purpurowy płaszcz wyszywany
złotymi liliami. %7łołnierze eskorty przyklękli.
- Jego wysokość! - wykrzyknęła Anne. Zbladła, lecz natychmiast wstała i patrząc w
ziemię, złożyła ceremonialny ukłon. W tłumie rozległy się gorączkowe szepty. Powtarzano
słowo, którego nigdy bym się nie spodziewał.
- Król...
Wszyscy na placu przyklękli. Król! Odpowiedział na moje wezwanie. Mrugałem
powiekami, chcąc się upewnić, że nie śnię.
W tym momencie usłyszałem coś, co mnie jeszcze bardziej zdumiało.
Ojcze! - zawołała Emilie.
ROZDZIAA 153
Ojcze! Czy dobrze usłyszałem? Znieruchomiałem, wiedząc, że muszę głupio wyglądać
z otwartymi ustami.
Oczy króla spoczęły na Emilie. Z wyrazu jego twarzy trudno było odczytać, czy był
ucieszony, czy niezadowolony.
- Czy twoja nieobecność na dworze sprawiła, że zapomniałaś o etykiecie?
- Nie, mój panie - odparła Emilie. Uklękła i spuściła oczy, następnie podniosła je,
mrugając zabawnie powiekami. - Ojcze... - Wypuściła powietrze z płuc i uśmiechnęła się.
- Teraz lepiej. - Dał znak, żebyśmy się podnieśli. - Gdzie jest ten obłąkany głupiec,
który - jak mi doniesiono - jest odpowiedzialny za te zamieszki?
Emilie podbiegła do mnie i chwyciła mnie za ramię.
- Zostałeś wprowadzony w błąd, ojcze. To nie Hugues jest odpowiedzialny, lecz...
- Cicho - przerwał jej król, podnosząc głos. - Mówię o Stephanie, ponoć księciu, nie o
twoim ekskomunikowanym błaznie.
Emilie się zaczerwieniła. Uśmiechnęła się płochliwie, oczy jej zawilgotniały.
Ujęła mnie za rękę.
- Książę nie żyje, wasza wysokość - powiedziała Anne. - Umarł z własnej ręki, nie
mogąc znieść hańby.
- Z własnej ręki... - Król spojrzał na arcybiskupa i chrząknął. - Skoro tak, to w
następstwie swego czynu sam się pozbawił bożej łaski. Reszta heretyków - tu zwrócił się do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript