Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pomyślał, że do powrotu ojca chciałby już być zręcznym rybakiem. Przykazał sobie, że musi
nabrać sił, by bez trudu podnosić worek z ryżem. Był pijany i wszystko wirowało mu przed
oczami. Dopił wino do końca, na chwiejnych nogach podszedł do swego posłania i położył
się na wznak. Od razu zapadł w sen. Gdy się obudził, w izbie było ciemno. Isaku poczuł
zapach gotującego się kiełku zobaczył brata i siostrę siedzących przy palenisku. Matka
podeszła do tabliczek przodków i zapaliła knot wystający z oleju wlanego na talerzyk. Brat i
siostra wstali, podeszli do talerzyka z olejem i wpatrywali się w światełko. Było jasne. Isaku
usiadł i też popatrzył. Drżało i unosiła się nad nim wąska strużka dymu. Zwiatełko odbijało
się w oczach brata i siostry.
Minął Nowy Rok, lecz nastrój podniecenia we wsi nie mijał. Mężczyzni nadal zbierali
się po domach i pili wino, a kobiety popijały herbatę i gawędziły. Podobno jeden starzec
powiedział nawet ze łzami radości w oczach, że teraz, kiedy już posmakował białego cukru,
nie żal mu będzie umierać. Za każdym razem, gdy matka usłyszała, że w jakimś domu gotują
ryż, kręciła głową i marszczyła brwi.
- Wszystko kiedyś się skończy. Jeżeli ktoś się nie hamuje w czasie dobrobytu, na
pewno potem zapłacze - szeptała, jak by coś sobie przykazując, i zawsze dawała dzieciom
jedynie ugotowany z ryżu kleik.
Nawet w pogodne dni widywało się coraz mniej przepływających statków. Te wiozące
ryż pod koniec roku przestały się w ogóle pojawiać. Bardzo niewiele statków ryzykowało
podróż w czasie burzliwej pogody. Zaraz po Nowym Roku przepłynął duży statek,
niewątpliwie należący do hanu; na środku żagla miał wielki herb. Unosząc się na falach,
zniknął za cyplem. W ostatniej dekadzie stycznia Kura urodziła córeczkę. Takichi, który
chciał syna, był rozczarowany, lecz wójt przysłał ryż i wino, a także nadal dziecku imię
Tama, czyli Klejnot. Isaku i matka poszli do domu Takichiego z miseczką ryżu. Nad
wejściem wisiał święcony powróz, noworodek spał obok Kury na bambusowej macie,
pożyczonej przez wójta. Przed niemowlęciem leżały ofiary. Matka postawiła tam miseczkę i
złożyła dłonie w modlitwie. Mówi się, że dusze zmarłych przodków wracają zza mórz i
odradzają się w łonie kobiety. Urodzone przez Kurę dziecko było przodkiem, który powrócił,
więc krewni zbierali się i składali ofiary. Isaku razem z matką siedli wśród krewnych przy
palenisku. Wszyscy złożyli sobie życzenia i nalali sobie nawzajem wina. Matka chyba
myślała o Teru, która zmarła rok temu, i czasem spoglądała na niemowlę. Na powrót duszy
trzeba było czekać długie lata i Teru spoczywała jeszcze pewnie pogrążona we śnie zmarłych.
Krewni mówili o tym, że łaskawy statek przypłynął dzięki temu, że właśnie Kura była
ciężarną kobietą proszącą o jego przybycie, i cieszyli się, że wójt nadał dziecku imię.
- Tama ma szczęście, że urodziła się akurat, gdy na łaskawym statku przyszedł ryż.
Jeśli będzie jadła ryż, wychowa się zdrowa, nie będzie chorowała - powiedział jeden z
krewnych, a inni przytaknęli. Kura radośnie się uśmiechała.
Trwało warzenie soli, Isaku też spędzał na plaży noce pośród śnieżnej zamieci. Gdy
nadchodził świt, chłopak gasił ogień pod kotłami, a na plaży pojawiały się kobiety z
wiadrami. Była wśród nich Tami. Isaku przyglądał się, jak kobiety nabierają soli z kotła do
cebrzyków. Mimo woli kierował wzrok na Tami. Wydawało mu się, że jej twarz
wyszczuplała i że dziewczyna urosła. Była szczupła, lecz biodra miała szerokie. Stała się
jakby bardziej kobieca. Isaku patrzył z zapartym tchem. Takichi spotkał się z Kurą w górach i
mówiono, że  zeszli się w polu  ; on też chciał, by trafiła mu się taka okazja z Tami. Jednak
Tami wydawała mu się nieprzystępna i nawet gdyby spotkał ją przypadkiem w górach,
prawdopodobnie nie odważyłby się jej zagadnąć.
Tami zawiesiła napełnione solą wiadra na nosidłach i ruszyła ośnieżoną drogą do
domu wójta. Isaku zgasił ognisko w szałasie i poszedł ku wsi.
Nie widywało się już przepływających statków, nie było więc sensu warzyć soli. Wieś
tonęła w zaspach. Zapanował srogi mróz, rodzina Isaku często siadywała tyłem do ognia, by
ogrzać plecy. W wejściu wisiała słomiana mata, która rano przymarzała do framugi i by ją
odsunąć, trzeba było uderzać pałką, W lutym było coraz więcej dni trochę cieplejszych, na
kilka dni nawet morze się uspokoiło. Od kogoś, kto poszedł w góry, dowiedziano się, że
zakwitły śliwy, i wójt polecił przerwać warzenie soli. Skończyła się pora przybywania
łaskawych statków.
VI
Oznaki wczesnej wiosny stawały się z dnia na dzień wyrazniejsze, pokrywający wieś
śnieg zaczął topnieć. Biała czapa ześlizgnęła się z dachu, aż dom zadrżał w posadach. Ze
strzechy uniosła się para.
Ludzie powitali nadejście wiosny z pogodnymi twarzami. Robiło się cieplej i ryby
zaczynały podpływać do brzegu. Przy plaży pojawiły się małże i skorupiaki. W każdym domu
był zapas ryżu, nie zabraknie, więc ziarna. Jeśli do tego morze pobłogosławi, będzie można
cieszyć się dostatkiem.
Isaku zauważył zmianę na twarzach wieśniaków. Zniknął ostry wyraz, w oczach
pojawił się spokojny blask. Niektórzy mężczyzni siedzieli w słońcu przed domami, paląc
fajki. Inni leżeli na plaży. Isaku usłyszał, jak wieśniacy cicho rozmawiają o sprzedaży soli.
Spotkany na drodze mężczyzna w średnim wieku melancholijnie spoglądając w stronę
górskiej drogi, wyszeptał:
- Czy i w tym roku trzeba będzie iść sprzedawać sól?...
Co roku w ostatniej dekadzie lutego niesiono do sąsiedniej wsi uwarzoną w zimie sól i
zamieniano na ziarno. Jednak w każdym domu leżała sterta worków ryżu i zdawało się, że nie
ma potrzeby nieść soli na sprzedaż tylko po to, by zdobyć odrobinę innych gatunków ziarna.
Sól była ciężka i niesienie jej przez góry i przełęcz było dla wieśniaków katorżniczą pracą.
Zdarzało się, że ktoś się potknął i złamał nogę. Nawet, jeśli szło się od samego rana do
zachodu słońca, dotarcie do sąsiedniej wsi zabierało trzy dni. Matka Isaku należała do grupy
noszących sól. Gdy jednak Isaku powiedział:  Chyba dużo ludzi nie chce nieść soli na
sprzedaż , matka, o dziwo, zmarszczyła tylko brwi i milczała.
Pewnego dnia, gdy morze było wzburzone, zwołano wieśniaków do domu wójta.
Isaku też tam poszedł. W przedsionku zebrali się mężczyzni i kobiety. Wójt siedział przy
palenisku. Obok niego spoczywał starzec, który podniósł się na widok wieśniaków.
- Jutro o świcie poniesiecie sól na sprzedaż. Podobno są wśród was tacy, którzy nie
chcą iść, ale i głupota ma swoje granice. Jeśli w tym roku nie pójdziemy, mimo że co roku
chodzimy, co sobie ludzie w tamtej wsi pomyślą? Czy nie domyśla się, że dostaliśmy dary od
łaskawego statku? Nie przyszło wam to do głowy? - Głos starca był gniewny. Ludzie zebrani
w sieni pobledli i tylko potulnie potakiwali. Starzec w milczeniu powiódł wzrokiem po
wieśniakach. - Więc jutro wyruszycie. Ale do jedzenia wezcie tylko kluski z prosa i suszone [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript