[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Luke na chwilę zastygł w bezruchu i wstrzymał oddech. Wtedy dopiero dotarło do niej, co zrobiła. Zdradziła mu swój najgłębiej skrywany, najbardziej intymny sekret. Zawstydzona, objęła się ramionami, pragnąc zapaść się pod ziemię. Jej policzki oblały się rumieńcem. - Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć. Ja... Podniósł wzrok i spojrzał jej w oczy. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę, patrząc na siebie. Luke czuł, że drży na całym ciele. Był zbyt zaskoczony i zbyt podniecony, żeby rozsądnie myśleć. Jeśli zaraz się nie podniesie i nie wyjdzie stąd, to rzuci się na nią i... - Muszę już iść. - Zerwał się tak gwałtownie, że o mały włos, a potknąłby się o Bruna. - Przepraszam - powtórzyła. - Nie przepraszaj. - Wcisnął ręce w kieszenie, siląc się na naturalność. - Ludzie to robią. No wiesz... fantazjują. - A ty? - zapytała i przygryzła wargę. Luke poczuł się jak seksualnie rozbudzony nastolatek, dzie ciak, który wstydzi się przyznać do naturalnych odruchów. 94 SHERIWHITEFEATHER - Czasami, szczególnie gdy już długo... - zawahał się, szu kając odpowiedniego określenia - z nikim nie byłem. - Aha. - Maggie wzięła do rąk ozdobną poduszeczkę i za częła bawić się frędzlami. - A dużo czasu upłynęło? Unikając jej wzroku, popatrzył na ścianę. Była to akurat ta, na której namalowała syreny, więc, klnąc w duchu, uciekł wzro kiem. Erotyczne przesłanie ściennego malowidła bynajmniej mu nie pomagało. - Bardzo długo. - U mnie też - przyznała. Zapadła krępująca cisza. Maggie tuliła poduszkę do piersi, a Luke gapił s - Teczki z materiałami położyłem obok komputera. - Dziękuję, zajmę się nimi rano. - Wspaniale. No to ja już pójdę. - Zupełnie nie wiedział, co powiedzieć w takiej sytuacji. Jej słowa wprowadziły go w stan takiego pobudzenia seksualnego, że wcale nie miał ochoty jej opuszczać. Kiedy zamknęły się za nim drzwi windy, ciężko oparł głowę o ścianę i zrezygnowanym głosem powiedział do siebie: - Co ja najlepszego zrobiłem? Powinienem był z nią zostać. Przez nią nie zmrużę oka. Maggie nie mogła zasnąć. Rzucała się i przewracała na łóż ku, patrzyła w sufit, na zegarek, myślała o Luke'u. Znowu się rozpadało. Wsłuchiwała się w odgłos kropli uderzających o dach. Niespodziewanie zadzwonił telefon. Poderwała się z łóżka, przerażona. Ktoś, kto dzwoni w środku nocy, może mieć tylko złe wiadomości. NA PEWNO MNIE POKOCHASZ 95 - Maggie, to ja - usłyszała w słuchawce zachrypnięty głos Luke'a. - Nie obudziłem cię chyba? - Nie. Czy coś się stało? - Nie mogę spać. - Ja też. - Otuliła się szczelniej kołdrą. Po chwili milczenia Luke odezwał się znowu. - Nigdy nie uprawiałem seksu przez telefon, a ty? - Nie. - Czuła, że krew zaczyna w niej szybciej krążyć. - Po to dzwonisz? - Cóż, chyba nie będę w tym dobry. Czyżby chciał powiedzieć jej coś erotycznego? Rozpocząć jakąś zakazaną grę? Nie bardzo wiedziała, jak się zachować. Na pewno nie powie mu, że ma na sobie flanelową piżamę z posta ciami z kreskówek. W taką pogodę jak dziś zawsze dodawały jej otuchy. - Szkoda, że cię tu nie ma - westchnęła z żalem. - Ja też żałuję, ale wiem, że tak trzeba. - Nie jest ci ze mną łatwo - mówiła dalej, świadoma swojej egzaltacji i tego, jak cienka jest linia między porywem namięt ności i gniewem. - Ile razy zarzucałam ci, że się z kimś spoty kasz? - Ja też byłem zazdrosny - przyznał Luke. - Przedtem nie miało to dla mnie znaczenia. Nie czułem się poważnie zwią zany. - A powinieneś, Luke. Potrzebujesz kogoś. Powinieneś mieć żonę i dzieci. - Nie nadaję się na męża - wpadł jej w słowo. - Ojcem też byłbym fatalnym. - Ależ skąd! - Oczyma wyobrazni widziała go z dzieckiem na rękach, opowiadającego coś w języku Czirokezów. Oddany SHERIWHITEFEATHER 96 ojciec, opiekuńczy wojownik. - Twoje dziecko byłoby szczęśli we, mając ciebie za ojca. - A ty chcesz mieć dzieci? - zapytał głosem drżącym z emocji. - Tak, ale zaczęłam poważniej o tym myśleć dopiero wtedy, gdy ciebie poznałam. - Poprawiła słuchawkę przy uchu. - Chcę mieć dzieci z tobą, Luke. Pomyśl tylko, jakie byłyby cudowne. Przyjedz do mnie. Kochajmy się. Nie odpowiadał. Czuła, że on wyobraża sobie teraz ich razem. - To się nie może zdarzyć - rzekł wreszcie - i ty dobrze o tym wiesz. To jakieś wariactwo. O drugiej nad ranem stoję przed kominkiem i rozmawiam o płodzeniu dzieci. - Myślałam, że leżysz w łóżku. - Nie mogłem się położyć. Za bardzo mnie nosiło. A więc stał tam przy ogniu, z rozświetloną twarzą, ze zmierz wionymi włosami. Złotawe błyski tańczyły po jego nagim tor sie, a znoszone, wypłowiałe dżinsy luzno zwisały mu na bio drach. Rozczuliła się. Zadzwonił do niej, bo jej potrzebował, bo sam nie potrafił zasnąć. - Połóż się - powiedziała czule. - Będziemy zasypiać razem. - OK - odparł rozbawiony - ale musisz mi szeptać same świństwa. Roześmiała się. Wiedziała, że żartuje. Będą sobie jedynie dodawać otuchy i słuchać, jak pada deszcz. - Dzień dobry, Luke - usłyszał, gdy podniósł słuchawkę następnego dnia rano. NA PEWNO MNIE POKOCHASZ 97 - Cześć, mamo - odpowiedział, starając się ukryć rozczaro wanie. Maggie zdominowała jego wszystkie myśli. - Chciałam cię złapać, zanim wyjdziesz do pracy. - Nie ma sprawy. - Wybieram się do lekarza. - Co się stało? Zachorowałaś? - Przez dwadzieścia siedem lat prawie nie ruszałam się z do mu. Nie powiesz mi, że to było zdrowe. Zaskoczony jej słowami, wstał i przeszedł z telefonem do kuchni. Potrzebna mu była dawka kofeiny. Mimo woli oczy zaszły mu łzami wzruszenia. Matka nigdy nie mówiła o swojej chorobie tak otwarcie. - Cieszę się, mamo, że się zdecydowałaś. Bardzo bym chciał, żebyś była zdrowa. - Uprzykrzyłam ci życie. Opiekowałeś się mną przez ten cały czas, ale nie mogę ciągle od ciebie tego oczekiwać. Skrzywił się, bo przez nieuwagę rozsypał trochę kawy na blat. - Nie mam o nic żalu. Kocham cię, mamo. - To on był tym, który zawiódł, to przez niego zginęła Gwen. - Lucas... - westchnęła ze smutkiem - ja też bardzo cię kocham. I dlatego powinnam była zrobić to dawno temu. Po
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|