[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zapinał szeroki pasek od spodni. - Gdzie na Cape Cod masz swój dom letniskowy? - spytała i założyła ręce pod głowę, by go lepiej widzieć. - Woods Hole - odpowiedział. - Na wysokości portu. - Jak wygląda? Właściwie to ją nie interesowało, chciała jedynie słuchać jego głosu. Całą uwagę zresztą skupiła na jego masywnej klatce piersiowej. Ognik błysnął mu w szarych oczach. - To taka letnia dacza. Nic nadzwyczajnego. Uśmiechnęła się do niego; czuła się bezgranicznie szczęśliwa. - Czy starczy pokoi dla Stefanosa i innych, co tam będą łącznie ze mną? Matt zdawał się liczyć w myśli, a potem zaśmiał się szeroko. - Z trudnością. Ale tobie tak bardzo nie zależy na luksusie, prawda? - Wygoda mi wystarcza. Włożył koszulę, podszedł do łóżka, nachylił się, by ją pocałować. - Jesteś piękna rano. Jak potrafiłaś się uchować i nie wyjść za mąż przez tyle lat? - Myślę, że zupełnie normalnie - powiedziała i zanurzyła palce w gęstwinie czarnych włosów pokrywających mu pierś. - 65 - S R Natychmiast położył się obok niej. - Zrób mi trochę miejsca, kobieto. Czuję gwałtowną chęć zbliżenia... - O, nie! Powiedziałeś, że masz ważne spotkanie o dziesiątej. A ja muszę pojechać do domu. Siadła i odgarnęła włosy z twarzy. - Czy wielcy biznesmeni zawsze w niedzielne przedpołudnia mają ważne spotkania? - spytała. - Nie zawsze. Ale dzisiaj Stefanos chce się ze mną spotkać i przed odlotem do Grecji omówić ostatnie szczegóły. Pam jest z nim. Będzie lepiej, jeśli ja też już pójdę. Na wspomnienie Pameli spochmurniała. - Jeśli już mówimy o pannie Tyrone, to jak dostała się wczoraj do domu? Matt kończył ubieranie. - Pojechała ze Stefanosem i Anną. Towarzyszyła im do hotelu i została tam z nim na wypadek, gdyby czegoś potrzebowali. - Jest chyba bardzo kompetentna, prawda? Matt wygładził kołnierzyk koszuli i zaczął wiązać krawat. - Jest jedną z najlepszych, jakie miałem. , - Kompetentna i piękna - westchnęła bardzo głośno. - Niektórzy mężczyzni to mają szczęście. - Zazdrosna? - Ja? Czemu miałabym być zazdrosna? To ja spędziłam z tobą noc, prawda? - Tak. A jeśli będziesz taka nieostrożna, będziesz spędzała ze mną wszystkie następne. Wejdzie nam to w krew, kobieto. Obejmując rękami wysoko podciągnięte nogi oparła brodę na kolanach. - Nie wiem, dlaczego tak mówisz - powiedziała niewinnie - ale ten ostatni wieczór nie w całości był dla mnie taki cudowny. Jednym susem przeskoczył pokój, chwycił ją w ramiona i ustami wpił się - 66 - S R w jej szyję. - Kłamiesz - zachrypiał. - %7łałuj, bo cię zgwałcę, tu i teraz! - Mam żałować? - zaśmiała się. - Tego, co zrobiłam ostatniej nocy, nawet pod taką grozbą żałować nie będę. Siadł obok niej. Uśmiechnął się jakimś płynącym z wnętrza uśmiechem. Poczuła, że to rzadki moment pełnego szczęścia. Wyciągnęła rękę i pogładziła jego rozwichrzone włosy. - %7łałuję - szepnęła i poczuła dziwne zadowolenie. Nie rozumiała go i nie chciała się nawet nad nim zastanawiać. Jedno wiedziała na pewno: spotkanie Matta Stonera wniosło na nowo radość w jej życie. Matt nachylił się nad nią i ucałował. - Muszę iść. Zadzwonię do ciebie. Kiwnął jeszcze ręką od drzwi i cicho zamknął je za sobą. Położyła się na poduszce i przysłuchiwała, jak zbiega po schodach. Z westchnieniem wstała z łóżka. Mężczyzni - pomyślała cierpko - denerwujące to, ale i najniezbędniejsze stworzenia na świecie". * * * W poniedziałek rano Joanie Simpson stała tuż przy biurku Casey i wpatrywała się jej w oczy. - Coś bardzo radośnie wyglądasz od samego rana. Wygrałaś los na loterii, czy co? Casey otrząsnęła się. - Raczej to coś". - A cóż to ma znaczyć? Casey odwróciła krzesło do okna. - Nic. I wszystko. Uśmiechnęła się do Joanie. - Zwariowałam chyba z kretesem - spojrzała w kalendarz. - Pierwszy kwietnia. - 67 - S R - A co to za ważna data, ten pierwszy kwietnia? Casey westchnęła. - Nadchodzi wiosna. A ja zdecydowałam się wziąć urlop. - Urlop? Na Boga, ty chyba rzeczywiście dostałaś bzika? - Tak, ale to coś w rodzaju pracowitego urlopu. - Pracowity urlop? - powtórzyła Joanie i siadła wygodnie. - Opowiedz mi wszystko po kolei. Zamieniam się w słuch. - Matt Stoner poprosił mnie bym pod koniec miesiąca pojechała z nim na Cape Cod. Będzie tam Stefanos Christopoulis i Matt chce, bym im gotowała, albo przynajmniej sporządzała jadłospisy i nadzorowała przygotowanie. Joanie uniosła brwi. - To już jest Matt, a nie pan Stoner? Przyznaj się, coś między wami było? Zaprzyjazniliście się? Casey ceniła Joanie. Była dobrą koleżanką, a nawet przyjaciółką, ale nie na tyle, by mogła się jej zwierzyć z tego, co zaszło między nimi. - Przecież wiesz, że po jakimś czasie zawsze z klientami przechodzę na ty". Czemu ze Stonerem miałoby być inaczej? - Bo to pies na kobiety! Oto, dlaczego - powiedziała Joanie. - I doskonale pamiętam, jak w zeszłym tygodniu mówiłaś, że on nie jest w twoim guście. A nade wszystko zobaczyłam twój wzrok, gdy tylko weszłam do biura. No, więc? Casey dokładnie umieściła okulary na nosie. - Nic. Absolutnie nic. A zamiast rozmyślać, co mogło zajść między mną a Stonerem, lepiej zajmij się tym, co zwykle robię ja sama. Będziesz odpowiedzialna za cały interes przez czas mojej nieobecności. Mam nadzieję, że dasz sobie radę. Joanie zbladła. - Ja? Odpowiedzialna? - Siadła i zapatrzyła się w przestrzeń. * * * Około południa Casey skończyła swą pracę i była gotowa na spotkanie w miejscowym hotelu ze swą klientką Dorotheą Fensterwick. Dorothea nie była - 68 - S R łatwą klientką. Pochodziła z bogatej, bostońskiej rodziny i była przyzwyczajona do prowadzenia spraw na swój indywidualny sposób. Odnosiło się to również do sposobu urządzania przyjęć. W tym roku, w maju, jej córka zdaje maturę i ona z
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|