Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

świad kami, śniło mu się. Mówię ci, Bradley, nie wolno nam zdra dzić się przed nimi, że wiemy!
Bradley upuścił na dywan opróżniony kubek. Postąpił sześć odmierzonych kroków i położył
ciężko dłonie na ramionach Wallingera. Ciało sprawiało w dotyku wrażenie ciała; kość pod nim
była mocna i twarda. To mogła być kość... albo stal. Z wy glądu trudno je rozpoznać. Ale na
pewno można je odróżnić po sposobie zachowania się, po reakcjach, po sposobie myślenia.
Po tym, co cenią przede wszystkim...
27
- Dzieci! - powiedział z naciskiem Bradley. - %7ład na... maszyna... nie pomyślałaby w pierwszym
rzędzie o dzieciach, tak jak ty to zrobiłeś. Mam rację, Wallinger? Chociaż nie są twoje, stawiasz
je na pierwszym miejscu. Dlaczego powiedziałeś mi, że nie są twoje? Czy chciałeś przez to... co
chciałeś przez to osiągnąć, Wallinger? Co na prawdę czujesz do tych dzieci?
Wallinger uśmiechnął się. Głos miał teraz łagodny i roz- bawiony.
- Czyż to nie oczy androida? - sparafrazował z lekką ironią. - Czyż to nie ręce - nie zmysły nie
uczucia an- droida? Czyż nie krwawimy, jeśli nas ukłuć ?
Bradley zdjął ręce z jego ramion. Cofnął się o krok pa- trząc takim wzrokiem, jakby chciał
przebić zbyt idealne złu- dzenie ciała i zobaczyć, czy pod tą dobrodusznie uśmiecha- jącą
się`twarzą znajdują się kości, czy stal.
- Wykonano jednego androida - powiedział Wallin- ger - stanowiącego idealną replikę człowieka.
Wszystko, czego użyto do jego budowy zarówno od strony psychicznej jak i fizycznej, było tak
zbliżone do sposobów ludzkiego my- ślenia, jak tylko pozwalał na to ich stan wiedzy. - Urwał,
krzywiąc się.
- Tak - podjął - zbyt się zbliżyli do ideału. Udało im się. Prawdę powiedziawszy... obawiam się,
że stworzyli... człowieka.
- Ciebie?
Wallinger uśmiechnął się.
- Nie wierzę - zaprotestował gwałtownie Bradley. - To niemożliwe.
Wallinger posłał mu zagadkowe spojrzenie. Potem otwo- rzył inną szufladę, poszperał w niej i
wyciągnął scyzoryk. Rozłożył ostrze i niemal tym samym gestem przeciągnął nim w poprzek
grzbietu dłoni. .
Bradley wstrzymał oddećh. Nie chciał patrzeć, ale nie po- trafił oderwać wzroku.
- Potrafię powstrzymać krwawienie, jak widzisz - po- wiedział Wallinger. - Tak właśnie
Courtowi udawało się z początku zataić, że jest ranny. Potrafimy to kontrolować w każdych
okolicznościach, jeśli zachodzi tego potrzeba. Nie pojawiła się ani kropla krwi. Krawędzie
syntetycznej skóry były czyste i gładkie niczym jasna guma, a pod nią po ruszały się stalowe
ścięgna, pulsowały pełną baniek powie trza czerwoną cieczą przezroczyste, cienkie jak włos
rurki. To była dłoń z żywego metalu. To była dłoń androida.
- Zadowolony? - Wallinger cofnął rękę. Pomagając so bie drugą złączył ze sobą krawędzie
28
przecięcia i wygładził bliznę. Zasklepiła się jak wosk i zagoiła, zanim Bradley wykrztusił swój
pełen niedowierzania protest.
- Proszę, lepiej wypij jeszcze jednego drinka. - Rozba wiony głos Wallingera zdawał się
przemawiać z wielkiej dali, przebijając się przez dzwonienie w uszach.
- Ale... dlaczego mi nie powiedziałeś? Jesteś pewien, że nic nie podej rzewają? Czy naprawdę
możemy się tego poz być... zniszczyć Courta? Nic nie rozumiem, Wallinger! Je steś naprawdę
androidem i pracujesz przeciwko androi dom... co my zrobimy? Musi istnieć jakaś procedura, za
któ rej pośrednictwem sprawdzają, co się dzieje z każdym z nich. A co z Courtem? Wallinger,
jeśli to wszystko praw da, dlaczego nie pomogłeś mi zdemaskować Courta? Mógł byś...
- Powoli! Po jednym pytaniu na raz! - Głos Wallingera wdarł się w niemal histeryczną paplaninę
rozluznionego Bradleya. - Najpierw o Courcie. Nie mogłem działać prze ciwko niemu, Bradley.
Jestem sam bardzo niedoskonałym mechanizmem, zważywszy cel, do którego zostałem stwo
rzony, i zniszczą mnie, j eśli zorientuj ą się, co zamierzam. . . ale istniej ą pewne zasady, których
nawet ja muszę prze strzegać. Są we mnie wbudowane. Nie mogę wyrządzić krzywdy innemu
androidowi. Po prostu nie mogę. Tak już jesteśmy skonstruowani. Nie mógłbym tego zrobić, tak
samo jak ty nie potrafiłbyś powstrzymać krwotoku z rany. Mogę być niedoskonałą maszyną, ale
sam nie jestem tak niedoskonały.
- A więc co zrobimy? Dlaczego nie wezwać policji... prasy. . . - O nie! Nie mów, jak głupiec. Czy
nie uważasz, że do- wiedziawszy się o wyj ściu swego sekretu na jaw androidy zdecydowanie i
szybko zaatakują? Mają przygotowne plany na każdą ewentualność. Nie ma co do tego żadnych
wątpli- wości. Naszą jedyną szansą jest praca w ukryciu, dopóki sami nie opracujemy
przemyślanego planu działania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript