[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niewinnych zabawach. Pobyt na Bermudach wypadł dokładnie tak, jak się spodziewał, a nawet gorzej. Zwięta w rodzinnym gronie, zwłaszcza w gronie jego rodziny, były od początku poronionym pomysłem. Lyon przez cały czas myślał o irlandzkiej wróżce z fiołkowymi oczami. Zastanawiał się, czy Shay bawi się tak dobrze, jak tego oczekiwała, oraz czy Devlin Murphy dostarcza jej dodatkowych rozrywek! Sam fakt, iż zapamiętał imię potencjalnego konkurenta niezmiernie zaskoczył Lyona Na dodatek zdał sobie sprawę, że zazdrości jej świąt w małym domku, przy kominku, na dywanie obsypanym igliwiem. A przecież miał do swej dyspozycji willę na prywatnej plaży, wiele kilometrów wybrzeża, którego piękna nie zakłócały żadne osady, wspaniałe słońce oraz trzymetrową, sztuczną choinkę, z której, rzecz jasna, nigdy nie spadła nawet jedna igiełka. Wspomnienie fiołkowych oczu Shay prześladowało go tak uporczywie, że Lyon wpadł w pasję. Po powrocie do Londynu rzucił się w wir życia towarzyskiego i szukał zapomnienia, bawiąc się z innymi kobietami. To również niewiele mu pomogło. W końcu postanowił, że musi zobaczyć dziewczynę raz jeszcze i sprawdzić, czy rzeczywiście jest taka piękna, jak pozostała w jego pamięci. Wezwał ją do swego gabinetu. Gdy stanęła w drzwiach, Lyon pomyślał, że pamięć go zwodziła: naprawdę Shay była jeszcze piękniejsza, niż sadził W jej twarzy dominowały ogromne, fiołkowe oczy. Lyon od razu zauważył, że jest zdenerwowana nieoczekiwanym 49 wezwaniem. Splotła długie pałce, starając się powstrzymać ich nerwowe drżenie. - Jak myślisz, dlaczego cię wezwałem? - spytał surowo. Nie mógł odmówić sobie przyjemności ukarania Shay za wszystkie cierpienia, jakie przeżył z jej powodu. Gwałtownie przełknęła ślinę - Lyon przyglądał się jej długiej, śnieżnej szyi, którą tak bardzo pragnął całować i pieścić. - Nie wiem, proszę pana. - Mimo chwili wahania Shay odpowiedziała dość pewnie. - Chce abyś zeszła na dół i zabrała swoje rzeczy. - Falconera opętał jakiś diabeł. Chłodny spokój Shay wyprowadził go z równowagi. - Zabieraj się! Shay wzięła głęboki oddech. Lyon widział, jak pod jej jedwabną bluzką koloru bzu poruszają się niewielkie piersi. Stwardniałe sutki odznaczały się nawet poprzez stanik. Jeśli reagowała w ten sposób na samą myśl o nim, to mógł sobie wiele obiecywać w przyszłości. Z trudem zmusił się do od- wrócenia wzroku i skupienia na jej słowach. - Nie może mnie pan wyrzucić ot, tak sobie, bez podania powodu! - wykrzyknęła z oburzeniem. - Robię to, co do mnie należy i jak dotychczas ani razu się nie spózniłam i nie opuściłam nawet jednego dnia pracy. W dodatku nie jestem najmłodsza stażem. Stacy została zatrudniona już po mnie. Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach pracodawca nie może w dowolnej chwili wyrzucić pracownika na bruk, wedle swego widzimisię. - W głosie Shay znów pojawił się irlandzki akcent. Lyon słuchał jej przez chwile z przyjemnością, ale wkrótce znudziła mu się ta zabawa. 50 - Wcale cię nie wyrzucam - przerwał jej tyradę. - Chcę tylko, abyś zeszła na dół i wzięła swój płaszcz i torebkę. Zabieram cię na lunch. - Co? Ty? Zabierasz mnie? Ty? - Shay na chwilę straciła głos. Na jej policzkach pojawiły się czerwone wypieki, a oczy aż rozbłysły. - Nigdzie mnie nie zabierasz, ty arogancka świnio! - wykrzyknęła, odwróciła się na pięcie i ruszyła do drzwi. - Shay! - Lyon zerwał się z fotela. Nieco poniewczasie zdał sobie sprawę, że błędnie ocenił tę irlandzką lisicę. Aagodne oblicze i fiołkowe oczy skrywały ognisty temperament i gorące poczucie niezależności. Shay nie zamierzała pozwolić, aby ktokolwiek, nawet człowiek tak potężny i wpływowy Jak Falconer, nią komenderował. Mimo to zwolniła nieco, tak aby Lyon miał szansę ją dogonić, nim wyjdzie z pokoju. Położył ręce na jej ramionach i, przełamując opór, zmusił, aby spojrzała na niego. - Czy zechcesz zjeść ze mną lunch? - poprosił. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni musiał namawiać kobietę, aby chciała z nim wyjść. - Nie. - Proszę. - Lyon przyciągnął ją do siebie. Czuł ulotny zapach jej perfum. Pragnął jej tak samo gorąco, jak przy poprzednim spotkaniu. - Shay? - ponaglił łagodnie. - Dlaczego mielibyśmy zjeść razem lunch? - spytała przekornie, odchylając do tyłu głowę. Dlaczego? Boże, jakie dziwne pytania zadaje ta kobieta, niemal jeszcze dziecko, westchnął Lyon. - Ponieważ chcę być z tobą - powiedział z uśmiechem. - Przez ostatnie trzy tygodnie jakoś nie czułeś tak gwałtownej potrzeby 51 - powiedziała z wyrzutem. Nieco zbyt pózno ugryzła się w język. Tym jednym stwierdzeniem wyjawiła znacznie więcej, niż miała ochotę. Rzeczywiście, minęły dokładnie trzy tygodnie od zakończenia świątecznych wakacji. Pod koniec poprzedniego spotkania Lyon dał jej przecież do zrozumienia, że odezwie się do niej po świętach. Teraz pomyślał, że ta lisica jest jednak znacznie bardziej podatna na urok jego osoby, niż można by i sądzić po jej surowych słowach. Mężczyzna znów spojrzał na wiele mówiące piersi Shay. Oddychała
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|