[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przygana, i to z dwóch powodów. Powinien był uzgodnić z nią wcześniej tę wizytę, a poza tym bez pożegnania zamierzał właśnie opuścić dom. Znalazłszy się za drzwiami, zawrócił na pięcie i wszedł z powrotem do domu, po czym porwał Debbie w objęcia. Drobnymi pocałunkami obsypał jej szyję. Pięknie wymawiasz moje imię wyszeptał jej do ucha. Bardzo... podniecająco. Tak sek- sownie... To dobrze. Kiwnęła głową. Nie mam nic przeciwko seksowi. Zignorowała jego śmiech. A teraz powiedz, co mamrotałeś pod nosem, kiedy wymykałeś się z domu? Rick prosi, żebyśmy ich odwiedzili. Tina koniecznie chce cię poznać. Masz ochotę na małe wyjście? Bo jeśli nie, nie czuj się w obowiązku... Mam ochotę na to co ty wyszeptała, zbliżywszy twarz do jego ust. Chętnie poznam twoich przyjaciół. Powiedz im, że przyjdziemy. Morgan i Buddy mogą dziś zjeść pizzę. Pierwsze zdanie Debbie nie miało nic wspólnego z zaproszeniem na kolację i oboje dobrze o tym wiedzieli. Cole poczuł dreszcz podniecenia. Tak długo już nie spali razem! Mieszkanie u rodziny ma swoje wady. Chcąc być bliżej Debbie, musiałby otwarcie przyznać się do tego, co robią. Nie chciał jednak stawiać jej w trudnej sytuacji. Bądz gotowa na szóstą. Pocałował Debbie, ruszył w stronę drzwi i odwrócił się na progu. Wrócę w porę. Debbie aż podskoczyła z radości. Była szczęśliwa. Gdy do salonu wszedł Buddy, stanął jak wryty na widok jej rozpromienionej twarzy. Hm... Nie wiedział, co zrobić. Uciekać czy zostać? W tej chwili Debbie zarzuciła mu ręce na szyję i oznajmiła: Kocham cię, Buddy. Szczerze powiedziawszy, kocham wszystkich Brownfieldów. I właśnie dlatego upiekę ci placek z wiśniami. W tej chwili do salonu wszedł Morgan. Słyszał, jak Cole opuszcza dom, i wiedział, co wywołało radość Debbie. A co ze mną? zapytał żartobliwym tonem. Jestem biednym starcem bez środków do życia, a na dodatek pozbawionym rozumu. Gdybym miał choć trochę oleju w głowie, już dawno wyrzuciłbym tych swoich niewydarzonych synów i znalazł kogoś takie- go jak ty. No wiesz! mruknęła lekceważąco Debbie. Buddy, ale z ojcem podzielisz się plackiem? Komputerowy geniusz zawahał się. Już zdążył przyzwyczaić się do myśli, że zje całe ciasto. No i jak? Debbie przypierała go do muru. Swoim zwyczajem, zrobił unik. Lily nadała mu dwa imiona: Charles Morgan oznajmił z całym spokojem. Ja będę nazywał go Charlie. Debbie i Morgan popatrzyli na siebie w milcze- niu. Wiedzieli, że dziecku Longrenów nadano imio- na obu dziadków. Ale co to ma wspólnego z plac- kiem z wiśniami? Tego w żaden sposób nie dało się zrozumieć. To dobry pomysł, synu uznał Morgan. Gdy tylko młodszy syn wymknął się z pokoju, odwrócił się ku Debbie i oświadczył poważnie: Jeśli ty i Cole będziecie mieli dziecko podobne do Bud- dy ego, to wydziedziczę was oboje. Przepraszam dodał szybko, widząc że Debbie się zaczerwieniła. Ta mało taktowna uwaga mogła sprawić jej przy- krość. Wybacz staremu człowiekowi, że wsadza nos w cudze sprawy... Nie jesteś stary ani nie wsadzasz nosa w cudze sprawy. Uśmiechnęła się. Muszę już iść i zabrać się za to ciasto. Zniknęła w kuchni. Morgan dostrzegł jej zachmu- rzone oczy. Wyczuł, że pod maską radości Debbie skrywa niepokój. Pewnie Cole ociąga się z óswiad- czynami. Starszy pan uznał, że jeśli jego syn pozwoli odejść tej wspaniałej dziewczynie, okaże się największym idiotą pod słońcem. W drzwiach ujrzeli miniaturową wersję Ricka Garzy w stroju Batmana, uzupełnionym czapką Super- mana. Wygląd chłopczyka rozśmieszył Debbie. Spryt- ne dziecko, uznała w duchu. Jeśli zawiedzie go jeden bohater, będzie miał w odwodzie drugiego. Cześć, wujku Cole. Kto to jest? zapytał chło- piec, wskazując palcem Debbie i wypuszczając z ust gigantyczny bąbel gumy, który pękł mu na nosie. To moja dziewczyna odrzekł Cole, z uśmie- chem patrząc na chłopca, który wydał z siebie głośny gulgot i padł na ziemię, udając obrzydzenie. Usłyszawszy jednak zbliżające się kroki matki, Enrique szybko wstał. Zachowuj się przyzwoicie upomniała synka. Gdy chciała go złapać, malec zrobił unik i uciekł, śpiewając na cały głos melodię z filmu o Batmanie. Przepraszam powiedziała Tina do gości. Sie- dem lat to trudny wiek. I zaraz potem się roześmiała. Rok temu też nie było lepiej. Ani dwa... Wzruszyła ramionami. Wchodzcie, proszę. Ty z pewnością jesteś Debbie. Debbie skinęła głową i z Cole em pod rękę wkroczyła do przytulnego domu wypełnionego mi- łością i śmiechem, a także kuszącymi zapachami meksykańskich potraw. Już zdążyła poznać Ricka. Chętnie zapomniałaby o swej przykrej przygodzie i pobycie na oddziale pierwszej pomocy, ale nie o kierowcy policyjnego radiowozu, który był wów- czas tak samo zaniepokojony jej stanem jak Cole. Gnał wtedy jak szalony, żeby dowiezć ją jak naj- szybciej do szpitala. Spokojna rodzinna atmosfera panująca w stojącym na uboczu domu Ricka i Tiny stanowiła miłe wy- tchnienie od tętniącego życiem, ruchliwego miastecz- ka o nazwie Laguna Beach. Hej, wy tam! wykrzyknął Rick z sąsiedniego
[ Pobierz całość w formacie PDF ] zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plgrolux.keep.pl
|