Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Obaj wodzowie obserwowali wszystko uwa\nie.
Strzelby trzymali w pogotowiu, aby w odpowiedniej chwili pociągnąć za cyngiel.
- Teraz strzały ich mogą ju\ dosięgnąć wrogów - lakonicznie zauwa\ył Niedzwiedzie Serce. - Schodzą w dół. Władca Skał ogląda się. Zauwa\ył
coś podejrzanego.
Bawole Czoło skinął głową.
- Wie, \e śmierć tu czyha. Daje tamtym wskazówki.
- Uff! - szepnął Bawole Czoło. - Skaczą za kamień. Ocaleni i bez naszej pomocy. Co teraz zrobią?
Minęła chwila. Zza kamienia ukazał się kapelusz.
- Co to za nieostro\ność! - westchnął Bawole Czoło.
- Czy brat mój uwa\a Władcę Skał za głupca?- \achnął się Niedzwiedzie Serce. -Trzeba zaczekać.
Niedługo czekali. Jeden z Meksykanów po krótkiej naradzie z towarzyszami chwycił karabin, oparł go o brzeg skały, wychylił nieco głowę i
zaczął celować w kierunku kapelusza. Nie zdą\ył jeszcze pociągnąć za cyngiel, gdy rozległ się strzał i Meksykanin padł na ziemię z przestrzeloną
głową.
- Czy brat mój. rozumie teraz, \e to był podstęp? - zapytał Niedzwiedzie Serce.
- Władca Skał jest naprawdę doskonałym strzelcem - odparł Bawole Czoło.
- Z łatwością mógłby zabić i tamtych dwóch, ale chyba nie ma potrzeby. Czy poka\emy się im teraz?
- Dobrze - skinął głową Miksteka.
Meksykanie tak byli przejęci śmiercią kolegi, \e nie zwracali uwagi na to, co się dzieje za nimi. Obaj wodzowie spokojnie więc wstali i dali znak
Sternauowi i jego towarzyszom.
- Do diabła, kto to? - zdziwił się Piorunowy Grot.
- Ale\ to Bawole Czoło - ucieszył się Sternau.
- A ten Indianin obok niego czy to nie Niedzwiedzie Serce? Co za spotkanie! A więc wrogowie wzięci są w dwa ognie. Kto mógł przypuszczać,
\e obaj wodzowie są w pobli\u!
- Pozabijają tych Meksykanów, mo\emy się spokojnie przyglądać - Francisco był uradowany.
- Wolałbym - powiedział Sternau - schwytać ich \ywych. Poczekajcie... Nie sądzę, aby rozumieli język Apaczów. Je\eli więc odezwę się do
wodzów, nie będą mieli pojęcia, do kogo się zwracam i co mówię.
- Dobry pomysł - poparł go Piorunowy Grot.
Minęło kilka chwil. Sternau zawołał donośnym głosem:
- Tenilsuk nagongo akajia? Ilu nieprzyjaciół jest po tamtej stronie?
Nad kryjówką wodzów ukazały się dwie ręce.
- A więc tylko dwóch. Miałem rację - Sternau był zadowolony. Zawołał znowu:
- Shi ankhuan to tastsa ta, shi ankhuan hotli intahinta! Nie chcę ich zabijać, chcę ich wziąć \ywych!
- Co oni tam krzyczą? - zdenerwowali się Meksykanie. - Je\eli drwią z nas, dlaczego nie mówią po hiszpańsku? Jesteśmy w przeklętej matni.
Gdy tylko nos wychylimy, będą strzelać. Musimy więc siedzieć tutaj a\ do nocy albo nawet dłu\ej, dopóki nasi nie wrócą.
Wodzowie doskonale zrozumieli, o co chodzi Ster-nauowi. Odło\yli strzelby, wzięli no\e w zęby i zaczęli cicho podkradać się do zbójów.
Sternau to spostrzegł. Chcąc uwagę Meksykanów ściągnąć na siebie, wyszedł zza skały, przyło\ył strzelbę do ramienia i zaczął celować. Manewr się
udał.
- Patrz, patrz! Ten drań wstał! -jeden z Meksykanów wychylił się ostro\nie zza skały. - Zabiję go.
Ujął strzelbę, ale w tym momencie ktoś chwycił go za gardło i ścisnął tak mocno, \e nie mógł oddychać. To samo spotkało jego towarzysza.
- Ju\ po wszystkim! - zawołał Sternau. - Mo\e jednak się przydamy!
Pobiegli przez dolinę. Pomoc okazała się zbyteczna. Wodzowie ju\ wiązali nieprzytomnych jeńców.
- Bawole Czoło, wódz Miksteków, po raz drugi ocala mi \ycie - powiedział Sternau, wyciągając doń rękę.
- Matava-se obronił się sam - odparł wódz skromnie.
Sternau podał z kolei rękę Niedzwiedziemu Sercu. - Lata minęły od chwili, w której po raz ostatni widziałem wodza Apaczów. Witam go z
wielką radością.
- Niedzwiedzie Serce cieszy się równie\, \e brata swego znowu ogląda. Czekał na to spotkanie wiele wiosen.
Piorunowy Grot pokrótce opowiedział wodzowi Apaczów, w jaki sposób wyleczył go Sternau. Usiedli z dala od Meksykanów, aby nie słyszeli
ich rozmowy.
- Co te\ przywiodło naszych przyjaciół na pustynię? - zapytał Bawole Czoło.
- Zdarzenie bardzo smutne - odpowiedział Sternau. - Napadnięto na hacjendę del Erina.
- Kto się ośmielił? Meksykanie?
- Tak. Te łotry porwały cztery osoby: seniora Mariana, seniora Ungera, senioritę Emmę i senioritę Karię.
- Karię, moją siostrę? - zawołał Bawole Czoło.
- Karię, kwiat Miksteków? - Niedzwiedzie Serce nie ukrywał wzburzenia. - W jaki sposób to się stało? Czy nie było tam mę\ów?
- Byli, ale...
- Nie, to nie mogli być mę\owie, jeśli pozwolili uprowadzić czworo mieszkańców hacjendy.
- Niech się brat mój dowie, \e równie\ byłem schwytany - przyznał się otwarcie Sternau.
- Władca Skał był schwytany? - Niedzwiedzie Serce nie wierzył własnym uszom. - Przecie\ widzę go tutaj.
- Uwolniłem się. Niechaj wodzowie posłuchają, co i jak się stało.
Opowiedział przebieg ostatnich dni. Gdy skończył, Apacz podał mu rękę i rzekł.
- Niechaj mój brat mi wybaczy. Nawet najsilniejszego i najdzielniejszego człowieka mo\na wśród ciemnej nocy podejść znienacka i
obezwładnić. Ukryjmy teraz nasze konie, bo nie mo\na przewidzieć, kto tu jeszcze się zjawi.
Zaprowadzono konie do sąsiedniej doliny. Pasły się w niej ukryte za krzakami trzy wierzchowce Meksykanów.
Jeńcy wrócili ju\ do przytomności. Zaprowadzono ich równie\ do doliny. Francisco został na warcie, pozostali zaś wzięli udział w
przesłuchaniu, któremu Sternau poddał jeńców.
- Nale\ycie do oddziału eks-rotmistrza?
Nie było odpowiedzi.
- Widziałem was przy nim. Ani milczenie, ani wykręty nie pomogą. Uporem pogrą\acie się. Dlaczego zostaliście tutaj?
- Tak rozkazał Verdoja.
- W jakim celu?
- By pana schwytać lub zabić.
- Tak właśnie sądziłem. Mieliście odwagę nastawać na moje \ycie? Przecie\ poznaliście mnie ju\ i powinniście wiedzieć, \e kula mo\e mnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript