Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ciemność, lecz w twarze przybyszów uderzył prąd ciepłego powietrza. Misjonarz
roześmiał się.
--- Tawish! Tawish! Cóż to, zasnąłeś tak mocno? --- wołał.
Odpowiedziało mu milczenie. Ojciec Roland wszedł do izby.
--- Oddalił się chyba przed chwilą dopiero. W piecu jeszcze płonie ogień.
Rozgośćmy się, zanim wróci.
Poszperawszy w kieszeni wyjął zapałki, potarł drewienko i przytknął płomyk do
lampy wiszącej u sufitu. Przy świetle twarz jego zdradziła znów pewien niepokój. Ręka
trzymająca zapałkę drżała.
--- Dziwne, bardzo dziwne--- bąkał pod nosem. --- Pójdę, zawołam Mukokiego.
Boi się stary. Jest pełen zabobonów. Wierzy, ze Tawish zawarł pakt z diabłem, że psy o
tym wiedzą i dlatego wyją. Dziwak, co? Ale jednak coś nie jest w porządku.
Wyszedł. Dawid nie ruszał się z miejsca tkwiąc pod samą lampą, rozglądał się po
izbie. Oczekiwał prawie, że Tawish wylezie raptem z jakiegoś ciemnego kąta może
wygramoli się spośród koców rzuconych na pryczy w głębi? Izba była duża, około
dwudziestu stóp w kwadracie. Po chwili Dawid zrozumiał, że jest w niej jedyną żywą
istotą, z wyjątkiem małej szarej myszki, odważnie kręcącej się niemal u samych jego
stóp.
Lecz potem zobaczył drugą mysz, trzecią, a wokół siebie i nad głową usłyszał
chrobot i szelest, jak gdyby wielu drobnych nóżek. Na stole zaszeleścił papier, z pryczy
ozwały się piski. Coś musnęło mu łagodnie czubek palców u nogi. Spojrzał w dół: izba
roiła się od myszy. Dziesiątki popielatych stworzonek krążyło wokoło bez cienia trwogi,
raczej nawet wyczekująco. Dawid nie ruszył się ani na cal, zanim ojciec Roland nie
wrócił do izby. Wtenczas wskazał podłogę.
 Roi się tu od nich!  rzekł ze wstrętem.
Ojciec Roland zdawał się być w doskonałym humorze; zdjąwszy rękawice, zatarł
ręce nad piecem.
 Ulubienice Tawisha  wyjaśniał ze śmiechem.  Twierdził zawsze, że
dotrzymują mu kompanii. Nieraz cały tuzin siedział mu naraz na plecach. Dziwak!
Zatarł dłonie, aż zachrzęściła twarda skóra. Wtem otwierając drzwiczki zajrzał do pieca.
 Nie minęła nawet godzina, jak dokładał do pieca. Ciekawe, gdzie się włóczy
o tej porze? Psy także zabrał  rozejrzał się po stole.
--- Kolacji nie przyrządzał. Patelnie i garczki puste. Myszy zgłodniałe. Wróci
niezadługo. Ale nie będziemy na niego czekać. Strasznie chce mi się jeść.
Mówił szybko, dokładając polan do ognia; Mukoki począł wnosić bagaże.
Wzrok jego był wciąż pełen niepokoju. Wodził oczyma po izbie wyczekująco.
Wychodził i wracał bezszelestnie w obawie, że kroki mogą kogoś zbudzić, przy czym
najwyrazniej bał się myszy. Gdy siedli już do kolacji, jedna myszka wbiegła mu na
ramię, zrzucił ją na ziemię ze wstrętem i wyszeptał wzdrygając się:
 Muche Munito!
Szybko połknął resztę jedzenia, wziął swoje dery i wyrzekłszy w narzeczu Kri
parę słów pod adresem misjonarza, spiesznie opuścił chatę.
 Twierdzi, że to nie są myszy, tylko małe diabełki  powiedział misjonarz,
patrząc za nim w zadumie.  Woli spać na dworze z psami. Ciekawe, ile w tym
przesądów, a ile intuicji? Mukoki wierzy, że Tawisha prześladują złe duchy pod postacią
myszy. Phi, to naprawdę sprytne bestyjki. Tawish nauczył je różnych sztuk. Niech pan
spojrzy, jak mi jedzą z ręki!
Zwierzątka gramoliły się już z pół tuzina razy na ramiona Dawida. Jedna skręciła
mu się na karku w puszystą, ciepłą kulkę, czekając cierpliwie. Były bardzo towarzyskie.
Po prostu przyjazne, jak twierdził misjonarz. Co dziwnego, że Tawish przygarnął je w
swej wielkiej samotności? Dawid karmił stworzonka, pozwalał im brać pokarm z ręki
lecz wciąż nie mógł się pozbyć przykrego wrażenia. Skończywszy ostatnią filiżankę
kawy, misjonarz pokruszył spory kawał chleba i rzucił kruszyny na podłogę przy piecu.
Myszy zgromadziły się natychmiast wkoło milczące i zgłodniałe. Dawid usiłował je
policzyć. Musiało ich być około dwudziestki. Z przyjemnością zebrałby je wszystkie w
jakieś naczynie, w wiadro na przykład, i cisnął na dwór. Najedzone myszy uspokoiły się,
większość rozbiegła się po kątach i znikła.
Dawid i misjonarz siedzieli jeszcze czas dłuższy, kurząc fajki i wyczekując
powrotu Tawisha. Ojciec Roland był nieco zdziwiony, lecz Anie spokojny. Zdziwiony,
ponieważ rakiety śnieżne Tawisha na kołku wbitym w ścianę, a jego fuzja na zwykłym
miejscu nad łóżkiem.
--- Nie wiedziałem  mówił  że Tawish posiada drugą parę rakiet! Zresztą nie
spotykaliśmy się już od bardzo dawna, od kilku tygodni. Odjechałem przy listopadowej
ponowię. Nie oddalił się teraz zbytnio, gdyż w przeciwnym razie wziąłby ze sobą fuzję.
Zapewne zakłada świeże trutki po minionej zamieci.
Na zewnątrz ozwał się wiatr. Pojawiał się często, nadlatując z północo-zachodu.
Coś stuknęło miękko o ścianę, jakby do chaty dobijał się zwierz duży i ciężki, o łapach
porosłych gęstym futrem.
 Tawish wiesza tam swoje mięso  wyjaśnił ojciec Roland, widząc kierunek
wejrzenia Dawida.  Udziec łosi albo, jeśli miał szczęście w łowach, udziec karibu.
Zupełnie o tym zapomniałem, mogliśmy przecie skorzystać z jego spiżarni i nie
uszczuplić naszych zapasów!
Rozstawionymi palcami przesunął po gęstych, siwiejących włosach, aż stanęły
sztorcem niby szczotka.
Dawid usiłował ukryć zdenerwowanie. Za każdym nowym dzwiękiem pewien
był, że to słychać kroki Tawisha. Ustalił już sobie dokładnie, co pocznie. Gdy Tawish
wejdzie, nastąpią oczywiście powitania i co najmniej półgodzinna gawędka przy fajce i
ognisku, zanim, być może, ojciec Roland wspomni o strudze Firepan. Wtenczas pokaże
Tawishowi fotografię, trzymając ją w pełnym świetle, by nic zginął żaden szczegół.
Zauważywszy, że szkło lampy jest zakopcone i pełne kurzu, zdjął je i wyczyścił
starannie ku wesołemu zdziwieniu misjonarza. Od razu zrobiło się jaśniej. Począł się
teraz wałęsać po chacie, dla zabicia czasu zaglądając do wszystkich kątów. Nie znalazł
jednak nic ciekawego. Obok pryczy stał mały zniszczony kuferek, ściągnięty stalowymi
taśmami. Zastanowił się chwilę: czy jest zamknięty na klucz i co zawiera?
Tkwiąc obok łóżka słyszał wciąż wyraznie, jak o zewnętrzną ścianę chaty uderza
ten sam miękki, ciężki przedmiot  udziec karibu lub łosia - jak gdyby ktoś przesyła}
sygnały systemem Morse'a. Machinalnie dał krok w prawo i od razu przeszył powietrze
rozpaczliwy pisk, a pod nogą rozpłaszczył mu się jakiś żywy drgający kształt.
Odskoczył gwałtownie, jakby nadepnął żmiję. Krzyknął mimo woli pełen wstrętu, choć
była to tylko mysz.
 A do diabła!  rzekł z pasją.
Ojciec Roland nasłuchiwał głuchych, miarowych uderzeń o ścianę chaty. Słychać
je było teraz wyrazniej, jak gdyby słały protest po śmierci myszy.
 Tawish powiesił swoje mięso zbyt nisko  zauważył ojciec Roland.  A
może to tylko bardzo duży kawał.
Z wolna począł ściągać ubranie.
 Możemy iść spać. Gdy Tawish wróci, psy podniosą taki gwałt, że się zaraz
obudzimy. Niech pan wyrzuci dery Tawisha i położy na pryczy swoje. Osobiście wolę
podłogę. Zawsze lubiłem leżeć na podłodze. Uważani, że to jest najwygodniejsze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • grolux.keep.pl
  • Powered by MyScript